☁️ Dziękujemy Dziękujemy Całym Sercem Z Całych Sił Mp3

3.8M views, 21K likes, 5.6K loves, 1.2K comments, 73K shares, Facebook Watch Videos from Polskie Przeboje Wszech Czasów: " Do Kołyski " (Żyj z Całych 3.8M views, 21K likes, 5.6K loves, 1.2K comments, 73K shares, Facebook Watch Videos from Polskie Przeboje Wszech Czasów: " Do Kołyski " (Żyj z Całych Sił) (2004) tekst Maciej Balcar muz. 328 views, 13 likes, 6 loves, 2 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from Przedszkole i Żłobek Ziarenko w Zamościu: „Dziękujmy, dziękujemy całym sercem z całych sił za przeżycie szczęśliwych dziękujemy całym sercem Dziękujemy z całych serc - Weselne "Twój uśmiech, mamo, to cenna chwila W nim wszystkie strachy i lęki kryłaś Wiedziałem wtedy: jakoś to będzie, Bo Twoja miłość jest ze mną wszędzie Pamiętam, tato, czerwony rower Biegałeś za mną, byłeś" Szanowni Państwo, Drodzy ️ ‍⚕️六 ‍⚕️ Korzystając z okazji, z całych sił dziękujemy Wam za trud, poświęcenie i olbrzymi wysiłek, jaki wkładacie w Waszą 563 views, 45 likes, 43 loves, 21 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from Pola i Maks - Zespół Leigha: Kochani !!! Dziękujemy za wasze ogromne wsparcie dla Maksia, a tym samym dla całej naszej Serdecznie dziękujemy Bajka Suwałki za nominację do akcji #GaszynChallenge! Z przyjemnością wzięliśmy w niej udział i z całych sił wspieramy Pomoc dla RESO Europa Service #GaszynChallenge | Serdecznie dziękujemy Bajka Suwałki za nominację do akcji #GaszynChallenge! Walczyli, oj walczyli z całych sił! HOP, HOP, HOP! Dziś bawiliśmy się na pikniku rodzinnym w Lusówku. Wszystkim obecnym dziękujemy za świetną zabawę Z całych sił Lyrics: Rób to co kochasz , żyj z całych sił / Oby system na lata nie zamknął twych drzwi / Jak wpadniesz w wir to, to twardo stary / Niejedne ciężar dźwigały me bary Tłumaczenia w kontekście hasła "Starajcie się całych sił" z polskiego na angielski od Reverso Context: JASNE. Starajcie się całych sił i pokażcie im, jak są dla was ważni. 767 views, 16 likes, 3 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Fit Power: Ekipa z FitPower kibicowała wczoraj z całych sił Michał Michalski na gali FEN 19 we Wrocławiu. Dziękujemy za Provided to YouTube by eMuzykaKrzycząc z całych sił · The AnalogsCHWDP℗ 2021 Oldschool RecordsReleased on: 2021-02-26Composer: Kamil RosiakComposer: Paweł Cz Kochani! Z całych dziękujemy za wpłaty z 1%. Już wiemy, że w przyszłym roku dzięki Waszemu wsparciu będziemy mogli zapewnić Tomulkowi 10 miesięcy NwdY1. PROLOGW przepastnych szufladach z małymi okienkami leżały części korpusów, ściśnięte jak portugalskie sardynki. Od lewej, w środkowym rzędzie — ręce. Niektóre nienaturalnie większe od pozostałych, inne zbyt małe, by mogły chwycić orzech, czasami oszpecone brakiem kciuka czy innego palca. Jedne bardziej opalone, inne mniej, pomiędzy nimi kilka rąk czarnych jak czekolada. W rzędzie niższym, w szufladkach również z okienkami, lecz nieco większymi, piętrzyły się nogi. Nogi posiniaczone, o kolanach wystających lub okrąglutkich jak u niemowlaka, dłuższe i krótsze, mniej lub bardziej ubrudzone. Nogi w większości przypadków miały stopy, ale nie zawsze. Niektórym nogom stóp brakowało — po prostu piszczele kończyły się i ciach, dalej nic. Takie przypadki leżały osobno. Potem głowy. To było naprawdę coś — każda głowa inna, niektóre całkiem łyse, inne z resztkami włosów zwisających z łysej czaszki jak strąki fasoli, a kolejne, zwłaszcza te nowsze, z bujną czupryną, z pasmami pofalowanych lub podkręconych włosów, sprawiających wrażenie zbyt obfitych, zbyt zdrowych jak na okoliczność leżenia w szufladzie z okienkami. Zwłaszcza że było to leżenie w oderwaniu od reszty korpusu. Włosy wyglądały, jakby ktoś rozczesał je naelektryzowaną szczotką i Florinda myślała czasem, że to one w pierwszej kolejności chciałyby nadal istnieć, być dotykane, związywane, dopieszczane. Jeśli ze wszystkich elementów posegregowanych w szufladach miałaby wybrać jeden, najbardziej ją rozżalający, byłyby to właśnie pukle złocistych włosów. Niezniszczalnych, niezmiennych, po prostu półce niżej zwykle trzymała oczy. Oczy były również na swój sposób szczególne, niektóre tak cenne, że Florinda wkładała je do zakręcanych słoiczków wyłożonych atłasową chusteczką. Słoiczki zaś ustawiała delikatnie, uważając, by ich nie pomieszać, by zawsze oczy brązowe stały w sąsiedztwie brązowych, a niebieskie przy niebieskich i tak dalej. Zaoszczędzała sobie w ten sposób pracy na wypadek pojawienia się konieczności wykonania pilnego to miejsce. Choć owszem, czasami miała wrażenie, że pracuje w kostnicy. Te kończyny w szufladach przy słabym wieczornym oświetleniu wyglądały jak kości — blade, bezkrwiste, statyczne, czekające na godny pochówek. Florinda miewała koszmary, w których szła polem, pustym polem i co jakiś czas potykała się o bezskórne piszczele, dłonie, przedramiona, stopy. Leżały na polu przez nikogo nieuprawianym, opuszczonym i czekały, aż ktoś je pozbiera. Więc schylała się i zbierała, nie myśląc zbyt wiele, bo nawet we śnie pamiętała, że przesada w myśleniu przynosi więcej szkody niż pomieszczeniu unosił się zapach kleju zmieszany z zapachem rozpuszczalnika. Florinda zwykła używać gorącego kleju, nici i drucików, zresztą użyłaby każdej możliwej i dostępnej metody, byle mieć pewność, że zrobiła wszystko, by dokonać ocalenia — jeśli już się tego podjęła. Miała zestaw cudonarzędzi, których nikomu nie pokazywała. Leżały w przeróżnych szufladkach biurka, zbyt cenne, by je pozostawiać na wierzchu. W końcu był to szpital i należało tu ratować, a nie unicestwiać. Dokonywała więc przeszczepów i operacji na otwartych ranach, przyszywała i scalała, choć niekiedy musiała też rozkroić to i tamto, przypominając sobie cały czas, że robi to dla dobra tym miejscu wszystko mogło się zmienić. Ci, którzy do niczego już się nie nadawali, odzyskiwali nagle siły i przez kolejne lata zachwycali swoją sprawnością. Ci, którym brakowało jakiejś części ciała, otrzymywali ją podczas jednej zaledwie operacji. Natomiast ci nieszczęśni, którym wydawało się, że są idealni, musieli podzielić się swoją urodą z bardziej jednak cel był jeden — przywrócić do życia. Czasem podarować zupełnie nowe. Lecz także czasem je odebrać. A wszystko w ciągu jednego zaledwie mgnienia 1Głosie,wyjdź z coś(Theodore Roethke)Wszedł po cichu do sypialni, nachylił się i ucałował ją w czoło. Drgnęła i zaraz przekręciła się na plecy.— Wychodzę na chwilkę — szepnął jej do ucha. Złapała go za rękaw i przytrzymała. Jej brązowe oczy, jeszcze zaspane, ale już przytomne, wyrażały pytanie. — Wszystko w porządku, kochanie, wychodzę na chwilę — powtórzył. — Po kapelusz i cicho zamknął za sobą drzwi. Schodził po schodach niemal na palcach. Nie chciał obudzić sąsiadów, było tak wcześnie. Wzdrygnął się na wspomnienie tamtej nocy. Było po dwudziestej drugiej i właśnie wstał od stołu, kiedy nagle poczuł, że coś jest nie tak. Zaraz potem usłyszał huk na dachu, jakby walił się komin, jakby coś ciężkiego spadało ze zwielokrotnionym hałasem. Zrozumiał, że dom drży. W kuchni brzęczały talerze. Lampa się kołysała. Stojąca na brzegu komody szklanka spadła i rozprysła się w drobny mak. Co się działo? Złapał Anę za rękę. „Szybko!” — krzyknął. Usłyszeli dudnienie, jakby coś ciężkiego przetaczało się po ulicy. Cała ziemia drżała. Wpełzli pod stół, ale tu było jak w pułapce. Ana bezgłośnie poruszała ustami i domyślił się, że to modlitwa. Przemknęło mu przez głowę, że zrobił błąd — należało zbiec na dół, z daleka od domów, od kruchych konstrukcji, które mogły zaraz runąć i przygnieść ich swoim ciężarem, pogrzebać ich za życia. Zdawało mu się, że pokój faluje, a z nim wszystkie sprzęty, wszystkie przedmioty. W jego rodzinnym Algarve trzęsienia się zdarzały, ale nigdy nie odczuwał z tego powodu takiego przerażenia jak tu, w Lizbonie. Trwało to wszystko chwilę. Później w telewizji powiedzieli, że wstrząsy o sile ponad sześciu stopni w skali Richtera i z epicentrum w pobliżu Taviry były odczuwalne w całym kraju. Rozpoczęły się o i trwały minutę. Dla niego to była cała wieczność, całe wszystko ucichło, wyszli na ulicę. Zgromadziło się tam wielu ich sąsiadów. To był 15 marca. Od tamtego czasu minął rok, ale niektórzy nadal o tym rozmawiali, wspominali, gdzie kto był. A inni dziękowali Bogu, że nie doszło do takiej tragedii jak wtedy, gdy Lizbona niemal cała została zmieciona z powierzchni ziemi na skutek wstrząsów, ognia i nie chciał myśleć zbyt wiele. Miał inne rzeczy do roboty, inne kołnierz, chroniąc się przed rześkim powietrzem, i wyszedł na ulicę. Uwierały go ukryte w klapie płaszcza kartki. Wydawało mu się, że ważą tonę, że nie może przez nie oddychać. Chciał jak najszybciej się ich pozbyć. Przyspieszył wyglądała, jakby była jeszcze zamknięta, ciężkie rolety przysłaniały okna, w środku musiało być całkiem ciemno. Rozejrzał się powoli, nikogo nie spostrzegł, zapewne wszyscy jeszcze spali. Niemal nie podnosząc ręki, zastukał cichutko w szybę, raz i dwa razy. Usłyszał kroki, skrzypnęła zasuwka w drzwiach. Chudy mężczyzna w okularach niemal wciągnął go do środka. Carlos chwilę potem był już z powrotem na zewnątrz. W małym kiosku na końcu ulicy kupił trzy paczki papierosów. Sprzedawca ledwo zaczął otwierać, ale nawet się nie zdziwił, że Carlos przychodzi tak wcześnie.— Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, co? — zagadnął. — Wschód słońca nad Lizboną to dla mnie codzienność, a widzę, że i dla pana widok nieobcy. — Mrugnął okiem i położył papierosy na ladzie. — Robota dzisiaj goni?— Dziś wolne. — Carlos uśmiechnął się. Lubił tego człowieka. Zawsze miał dobre słowo dla klienta i odpowiedni towar. Poza tym w jego kiosku panował porządek. Wszystko było perfekcyjnie ułożone. Nie tak jak w innych, gdzie dzisiejsze gazety leżały na stercie razem z wczorajszymi, a papierosy sprzedawca podawał z rzuconego w kąt i wrócił pod dom. Wchodził po schodach znów ostrożnie, wolał nie narażać się wścibskim sąsiadom. Stanął przed drzwiami na ostatnim piętrze i zatrzymał się w pół ruchu. Wydawało mu się, że drzwi zamykał na klucz, a jednak teraz były lekko uchylone. Z mieszkania sączył się kojący głos Carlosa Mendesa w eurowizyjnym przeboju Verão. Ana musiała włączyć radio, chociaż spodziewałby się raczej zastać ją jeszcze w łóżku. Zaniepokoiły go te drzwi. Naprawdę zapomniał je zamknąć? W głowie pojawiły się tysiące myśli, jak iskierki ognia rozprzestrzeniły się w umyśle i sprawiły, że zrobiło mu się duszno. Miał złe przeczucia. Ale musiał wejść, przecież tam była Ana. Pchnął lekko klamkę i stanął oko w oko z niskim mężczyzną opierającym się o szafę.— Bom dia — powitał go ten, lekko się uśmiechając. — Wcześnie wstajesz, mój drogi — dodał. — Radziłbym ci się bardziej wysypiać.— Co pan tu… gdzie moja żona? — Carlos rzucił zaniepokojone spojrzenie w stronę sypialni. Kołdra była w nieładzie, a łóżko puste. — Gdzie ona jest? — powtórzył zdenerwowany.— Pańska żona? O tam. — Mężczyzna wskazał uprzejmie na kuchnię. — Spokojnie, nic jej nie dolega — dodał, chcąc poklepać Carlosa po ramieniu, ale ten zrobił szybki unik i ruszył w głąb siedziała na taborecie, na koszulę nocną zdążyła narzucić jego stary sweter. Jej twarz w pierwszych promieniach słońca, wpadających przez kuchenne okno była śmiertelnie blada, przypominała maskę z papier mâché, sztuczną i nienaturalną. Powietrze drgało, poruszane jej płytkim oddechem, w pokoju pachniało lękiem. Ana wydawała się przerażona niemal tak bardzo jak wtedy, gdy zatrzęsła się ziemia. Działo się coś niedobrego.— Kim panowie są? — zaczął, bo przecież oprócz tego niskiego był tu jeszcze ten drugi, wysoki, barczysty i owłosiony tak bardzo, że kłęby kręconych włosów wystawały spod kołnierzyka jego białej koszuli, pięły się dalej, na szyję i niemal przechodziły w gęsty zarost na twarzy.— Jesteśmy z sąsiedztwa, Carlosie. — Ten niższy się uśmiechnął, a kiedy to zrobił, Carlosa zalała fala gorąca. A więc znali jego imię. W sekundę zrozumiał, kim są.— Czego chcecie? — Starał się, by jego głos był pewny, a ton żądający wyjaśnień, ale zdał sobie sprawę, że z jego gardłem stało się coś dziwnego i słowa wibrują w niebezpieczny sposób. Powietrze nagle zgęstniało. Podszedł do Any, przecież musiał ją chronić, to było najważniejsze. Stanął za żoną, ręce położył na jej ramionach. Wyczuł, że lekko drży.— Chcemy ciebie, Carlosie — usłyszał.— Pomyliliście mnie z kimś innym — odpowiedział zbyt szybko.„Znowu źle” — pomyślał.— W naszych fachu rzadko dochodzi do pomyłek — odparł tamten. — Powinieneś to ułamek sekundy Carlos przymknął oczy. Prosił w duchu, by to nie działo się naprawdę. By ci ludzie po prostu wyszli z jego mieszkania, zamknęli za sobą drzwi, zniknęli, rozpłynęli się. Wróciłby do łóżka, położył się obok Any, objął ją ramionami i zapewnił, że nic się nie stało. Była taka krucha, zwłaszcza teraz, odkąd nosiła pod sercem ich dziecko. Zerknął w stronę drugiego pokoju. Mieli z Aną zamiar odmalować w nim ściany i wstawić tam dziecięce łóżeczko, które już teraz dostali od kuzyna. Na razie jednak Carlos trzymał w pokoju swoje papiery i książki. Z tego miejsca nie mógł stwierdzić, czy już tam weszli, czy już tam byli.— No dobrze — westchnął niższy mężczyzna. Najwyraźniej to on tu dowodził, ten barczysty był pewnie facetem od brudnej roboty. — Zbieramy się. Jeśli chciałbyś coś zabrać ze sobą, masz na to minutę. — A pani Barreto — zwrócił się do Any — już dziękujemy. I przepraszamy za to poranne nie poruszył się. Gorączkowo myślał. Przecież musiał zareagować, przekonać ich, że jest niewinny. Nie mogli tak po prostu wtargnąć do jego mieszkania i kazać mu iść ze sobą.— To pomyłka — powtórzył. Nic innego nie przychodziło mu do głowy, jego głowa była pusta. Zawsze uważał się za odważnego, zawsze sądził, że poradzi sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach, najbardziej ekstremalnych, a teraz proszę, stoi jak kretyn, niezdolny do obrony, niezdolny do wydukania choćby jednego sensownego wymienili znaczące spojrzenia. Ten wysoki i włochaty zaraz znalazł się przy Carlosie. Chwycił go za nadgarstki i boleśnie wykręcił dłonie. Carlos syknął i zobaczył, jak drugi mężczyzna wymownie odsłania poły marynarki i pokazuje mu broń. Zrozumiał. Ruszyli do drzwi. Odwrócił się jeszcze do Any, jej oczy się szkliły. Ten obraz wbił mu się w pamięć — kuchnia zalana słońcem, w cieple którego tak lubili pić poranną kawę, i Ana nieruchomo siedząca przy stole, zrozpaczona i piękna jednocześnie. Tak bardzo chciał ją potem wpakowali go do samochodu i ruszyli z głośnym warkotem. Ulica nadal spała, nikt nic nie zauważył. Carlos pomyślał, jakie to proste — zabrać człowieka z domu tak, żeby nikt nie powiedział nawet w dół, w wąskie uliczki starej dzielnicy i jechali dobrą chwilę. Zaparkowali niemal pod katedrą Sé, na wprost smutnego, białego budynku. Właśnie zakwitły tam 2Skwer na Graça, powstały pomiędzy rozgałęzieniem dwóch uliczek, zalany był słońcem, ale okalające go kamienice zaczynały rzucać już popołudniowy cień. Minęliśmy drzwi z pokaźnych rozmiarów tabliczką informującą, że tutaj znajduje się Clínica Dentária, i z ulgą stwierdziliśmy, że wystawione na zewnątrz stoliki nie należą do niej, tylko do umiejscowionej obok kawiarni. Pastelaria wyglądała jak większość w Portugalii — niepozorna witryna z rozciągniętą markizą i widocznym logo kawy — tu akurat była to Sical — trochę miejsca na zewnątrz i wewnątrz oraz niespiesznie obsługujący mężczyzna w bliżej nieokreślonym wieku. Z pewnością podawali tu kawę, jak mówią — najbardziej niezbędnego diabła ze wszystkich. Zamówiliśmy po małej cafezinho. Byłam zmęczona. Chodziliśmy po mieście od rana, błądząc w labiryntach starej Lizbony i szukając jej nieopowiedzianych historii aż do teraz, kiedy wybiła piąta i naprawdę padaliśmy z nóg. Wiktor zaraz wdał się w rozmowę z młodą Portugalką siedzącą przy stoliku obok. Odpalała jednego papierosa od drugiego, chcąc chyba odstraszyć natarczywe muchy krążące nad naszymi stolikami, ale im wcale nie przeszkadzały opary dymu wydobywające się z ust dziewczyny. Miała długie włosy i piękne oczy ocienione gęstymi rzęsami, spod których zerkała na Wiktora. Uśmiechnęłam się do niej niemal przepraszająco. Tak, byłam ze wspaniałym mężczyzną u boku, wiedziałam o tym. Tak jak i wiedziałam, że jej spojrzenia będą odbijały się od niego jak nieudolnie rzucane piłeczki bywałam o Wiktora zazdrosna. Jest facetem, który przyciąga uwagę kobiet, ledwo się uśmiechnie lub odezwie, jakby każdy jego drobny gest był zaproszeniem do bliższego poznania. Moje koleżanki, które uwielbiają z nim rozmawiać, twierdzą, że to kwestia posiadania pierwiastka kobiecej duszy. Wiktor go posiada, dlatego tak dobrze je rozumie, a czego kobieta pragnie bardziej niż zrozumienia? Ale moim zdaniem chodzi o coś innego. Moim zdaniem Wiktor ma w sobie coś nieuchwytnego, czego nawet ja do tej pory nie potrafię nazwać. Tego nie widać, ale to się podskórnie czuje — że z takim facetem przeżyje się coś kawy, była gęsta i słodka jak cukierek. Taką lubiłam najbardziej. Za dwa dni mieliśmy przenieść się na południowe wybrzeże Portugalii, zostawiając miasto za sobą. Myślałam o tym, co powiedział nam dzisiaj rano antykwariusz, u którego kupowaliśmy starą mapę Lizbony. Że Portugalia to Lizbona, a reszta to wieś i zagon kapusty. Nawet jeśli tak było, to nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć ciągnące się po horyzont gaje oliwne, rozrzucone po pagórkowatym terenie lasy piniowe i pachnące wysuszoną trawą alentejańskie przestrzenie z niewielkimi skupiskami starych, białych domów tu i wyjazd to były nasze powtórzone wakacje, moje i Wiktora. Prawdopodobnie ostatnie przed ślubem, który zaplanowaliśmy na przyszły rok. Mieliśmy spędzić je tylko we dwoje, ale w ostatniej chwili zabraliśmy Zo. Była moją przyjaciółką, teraz już naszą. Znałyśmy się od dawna, to ona pierwsza pojawiła się w moim życiu, nie Wiktor. Kiedyś pojechałyśmy razem do Barcelony, spałyśmy pod gołym niebem, przepędzane przez strażników z jednego parku do drugiego, aż nad ranem jakiś hotelowy boy ulitował się i pozwolił nam umyć zęby w pięciogwiazdkowej łazience. Potem poszłyśmy do pierwszej otwartej kawiarni przy Ramblach, po nieprzespanej nocy zwykła kawa smakowała jak napój bogów. Jeszcze tego samego dnia dojechałyśmy autostopem na nasz studencki obóz w Andaluzji. Zakochałyśmy się w tym samym facecie, ciemnowłosym Hiszpanie, a kiedy nie wybrał żadnej z nas, wzajemnie ocierałyśmy sobie łzy. To była tego rodzaju przyjaźń, jaka przydarza się raz czy dwa razy w życiu, nie więcej. Bezinteresowna. Przez te wszystkie lata widywałyśmy się częściej lub rzadziej, ale nie miało to wpływu na jakość naszej relacji, na rodzaj zaufania, jakim się obdarzałyśmy, na poczucie absolutnego pokrewieństwa. Różniłyśmy się w tak wielu rzeczach i miałyśmy różne doświadczenia, a mimo to czułyśmy się ze sobą jak siostry. To było gołębie załopotały skrzydłami obok moich stóp, wydziobując spomiędzy szpar w chodniku okruchy mojego palmiera.— Jestem głodna. — Zo szturchnęła mnie łokciem. Zo ciągle była głodna. Nie wiem, jak ona to robiła, ale jadła jak facet, a nadal wyglądała jak baletnica. — Tutaj nie zjemy nic oprócz słodkości — jęknęła. — Chodźmy, bo zaraz połknę ten porcelanowy rację. Witryna kawiarni obstawiona była tacami z najróżniejszych kształtów ciastkami, a w głębi widać było rzędy słonych przekąsek, ale nie należało liczyć na obszerniejsze menu. Spojrzałam na Wiktora. Nadal rozmawiał z piękną Portugalką i kończył dopijać kolejną kawę. Gdybym poznała go tutaj, przy tym stoliku, prawdopodobnie zainteresowałabym się nim po raz drugi. Przecież właśnie tak wszystko się zaczęło — przy kawie i croissancie. Byłam na służbowym wyjeździe, stałam z talerzem w dłoni, zastanawiając się, co wybrać ze szwedzkiego stołu, kiedy on odezwał się za moimi plecami: „polecam croissanty”. Tylko tyle: „polecam croissanty”. Prawie czułam jego słowa na swojej skórze. Usiadłam obok niego, tak jak teraz siedzi ta dziewczyna i przegadałam cały poranek. Wystarczyło tak niewiele, żeby przestawić moje życie na inny tor, tylko tyle — dwa słowa.— Idziemy? — rzuciłam teraz w stronę Wiktora. Dziewczyna skrzywiła się, wyraźnie jej to nie pasowało, ale i tak była na straconej pozycji. Wiktor uprzejmie się pożegnał i ruszyliśmy wieczór mieliśmy spędzić wyjątkowo. Planowałam z Zo niby przypadkiem trafić do naszej ulubionej tasca na skraju dzielnicy Bairro Alto, miałyśmy tam już zarezerwowany stolik. Dzisiaj były urodziny Wiktora. Być może o tym zapomniał, nigdy nie miał głowy do dat, nigdy nie pamiętał o rocznicach, świętach i składaniu życzeń, to ja zawsze nad tym panowałam. Miałyśmy więc z Zo nadzieję, że urodzinowy wieczór będzie dla niego długo siedzieliśmy przy butelce wina i grillowanych krewetkach, najlepszych, jakie w życiu jadłam. Na deser zamówiłyśmy duży kawałek czekoladowego bolo², w który włożyłyśmy symboliczną świeczkę. Wiktor dał się zaskoczyć, wiedziałam, że sprawiłyśmy mu przyjemność. W końcu nieczęsto spędza się urodziny w lizbońskiej tasca, słuchając fado zaśpiewanego specjalnie dla po północy, a mnie niespodziewanie rozbolała głowa. Być może wypiłam za dużo wina, a może zmęczenie dopiero teraz dawało o sobie znać. Położyłam się do łóżka, Zo przyniosła mi szklankę wody. Kiedy wyszła, Wiktor zamknął za nią drzwi i położył się obok mnie.— Dziękuję — powiedział, przyciągając mnie do siebie i dopasowując położenie swego ciała do mojego, akuratnie i przylegająco jak foremka. Jakby chciał mnie zapamiętać. — To było miłe z waszej głowę w zagłębienie przy jego obojczyku i przysunęłam nos do jego szyi. Lubiłam zapach Wiktora. Czasami wzbudzał we mnie poczucie bezpieczeństwa, a czasami rozbudzał zmysły. Teraz jednak oczy same mi się zamykały, nie miałam siły wypowiedzieć słowa. Dłoń Wiktora gładziła moje włosy i było to tak kojące, że zaczęłam natychmiast odpływać.— Zasypiasz? — spytał szeptem.— Mhm — mruknęłam niechętnie. Było mi tak dobrze, mogłabym przeleżeć w ten sposób całe życie. Pierś Wiktora unosiła się i opadała, słychać było miarowe bicie jego serca. Czasami w takich momentach zaczynał mruczeć, a ja po prostu zasypiałam. Podobno kocha się kogoś nie za coś ani nie mimo wszystko, ale dlatego, że nie można inaczej. Czułam właśnie coś takiego: kochałam Wiktora, ponieważ nie potrafiłabym go nie kochać.— O której chcesz jutro wstać? — pocałował mnie delikatnie w ucho.— Wybudzasz mnie, żeby zapytać, o której chcę jutro wstać? — wymamrotałam.— Nie, przepraszam, śpij już. — Wycofał się szybko.— Wstanę, kiedy ty wstaniesz, dobrze? — obiecałam i zasnęłam na jak ja tego potem 3Obudziłam się z uczuciem, jakby ktoś trzymał mnie za rękę. Mogłabym przysiąc, że czułam przed chwilą czyjś uścisk, czyjeś ciepło, czyjś dotyk. To był ten rodzaj pewności, za który dałabym sobie głowę uciąć. Musiałam mieć jakiś sen, a to była jego pozostałość — na wpół realne i gotowe zniknąć w każdej chwili wrażenie. Przymknęłam oczy, chciałam je zatrzymać, złapać jeszcze tę nić, pozwolić trzymać się za rękę. To było dziwaczne uczucie, pożądane, lecz trochę straszne zarazem. Nie wiedziałam, kto mnie trzymał i dlaczego, ale pamiętałam twarz. Spojrzenie jasnych oczu, patrzących prosto na mnie. Pragnęłam z całych sił przypomnieć sobie więcej szczegółów, więcej wrażeń, więcej danych, ale to było wszystko — tylko twarz i uścisk dłoni. Reszta snu rozpłynęła się w blasku słońca odbijającego się od białych ścian, w rodzących się powoli myślach. Czyjaś twarz z jasnymi oczami. Widziałam ją już wcześniej, śniła mi się, choć nigdy tak wyraźnie jak dzisiaj. Nie miała imienia i nie wiedziałam, do kogo należy. Myślę jednak, że gdybym zobaczyła tę twarz na ulicy, rozpoznałabym ręką na poduszkę obok, tam, gdzie położył się wczoraj Wiktor. Chciałam opowiedzieć mu o tym dziwnym odczuciu. Przekręciłam się. Wiktora nie było, poduszka wgłębiona jeszcze po ciężarze jego ciała, pamiętała jego ruchy. Pewnie poszedł pobiegać. Albo parzy mi poranną kawę. Czasem tak robił. Zamykał się w kuchni, a potem podawał mi na tacy śniadanie, pozwalając, bym poczuła się jak królewna. Zawsze lubił gotować, przyrządzać coraz to nowe dania, bawić się tym. Kiedy tylko miał trochę czasu, otwierał butelkę wina, zakładał fartuch kucharski i dawał ponieść się żywiołowi. Byłam mu za to wdzięczna, bo ja nie znosiłam pichcenia. Dla mnie było ono monotonną koniecznością, zajęciem wyzutym z przyjemności. Wiktor przemieniał je w twórczy proces, którego efekt końcowy zachwycał i rzucał na kolana, bez względu na to, kto próbował przygotowanych przez niego przysmaków — ja, nasi znajomi czy ktoś z rodziny. „Taki facet to skarb” — powtarzała moja mama, a przyjaciele już wpraszali się na kolejny ponownie oczy, a kiedy znów je otworzyłam, było już po dziewiątej. Musiałam przysnąć. Ziewnęłam i usiadłam, nasłuchując odgłosów dnia. W naszym wynajętym apartamencie panowała cisza. Nie było śniadania do łóżka, drzwi do sypialni pozostawały zamknięte. Wstałam i otworzyłam je, przeszłam do salonu. Panował w nim nieskazitelny porządek, który wzbudził we mnie uczucie niepokoju. Coś było nie tak. Ani jednego talerza zostawionego na stole, ani jednego okruszka na dywanie, jedynie papier ozdobny, w który zapakowałyśmy z Zo urodzinowy prezent Wiktora, leżał podarty pod stołem. Pchnęłam drzwi do drugiej sypialni. Tutaj też było pusto. Przepuszczone przez firanki światło padało na środek pokoju, z ulicy dochodziły ciche dźwięki miasta. Stukot kół jadącego na dole tramwaju wyrwał mnie z otępienia. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikogo oprócz mnie w nim nigdy nie było. Jeśli Wiktor i Zo wyszli gdzieś razem, dlaczego mnie nie obudzili? Przysiadłam na krawędzi kanapy. Niemożliwe, żeby wybrali się gdziekolwiek beze mnie. Zo zwykle spała dłużej niż ja, była typem sowy, markowała w nocy, odsypiała w dzień. Nie wiem, jaka diabelska siła mogłaby ściągnąć ją z łóżka o tak wczesnej porze. Na stole stał dzbanek z zaparzoną herbatą. Dotknęłam go, był jeszcze ciepły. W zlewie tkwiły dwa brudne kubki. Przeszłam dalej, do przedpokoju. Na wieszaku wisiał mój płaszcz, ale nie było kurtki Wiktora ani skórzanej baskijki Zo. Nie było też ich butów ani podręcznego plecaka Wiktora. Naprawdę musieli gdzieś wyjść. Nie obudzili mnie, a przecież miałam wstać wtedy, kiedy wstanie Wiktor. Tak mu obiecałam. Miałam nadzieję, że zaraz wyjaśni się ta zagadka, usłyszę zgrzyt kluczy w zamku i w progu stanie Wiktor w swoich butach do biegania albo Zo ze świeżymi bułeczkami w torbie. Spojrzałam w kierunku szafy. Chwyciłam gałkę i pociągnęłam ją, stare zawiasy cicho pisnęły i moja ręka zawisła w półce była tylko jedna walizka. 4Czekałam. Minęły trzy godziny, odkąd Wiktor i Zo zniknęli. Próbowałam przypomnieć sobie krok po kroku cały wczorajszy wieczór w poszukiwaniu jakiegoś znaku lub wskazówki, która podpowiedziałaby mi, dokąd mogli beze mnie pójść. Może rozmawialiśmy o czymś, co teraz mi umknęło, może na coś się umawialiśmy, a ja po dużej ilości wina i z bólem głowy tego nie zarejestrowałam? Może gdzieś na mnie czekają, może miałam do nich przyjść, gdy się wyśpię, gdy mi się polepszy? A może to była kontynuacja wczorajszej urodzinowej zabawy… jakiś żart, głupi dowcip… tylko na czym miałby on polegać?Nic nie przychodziło mi do głowy, żaden szczegół nie wydawał się dostatecznie ważny, żaden moment dostatecznie rano musiałam oddać klucze do mieszkania. Nasz wynajem się kończył, mieliśmy ruszyć przecież na południe. Zastanawiałam się, co zrobię, jeśli Wiktor i Zo nie pojawią się do tego czasu, jeśli nie powrócą. Czy powinnam pójść wtedy na policję? Zgłosić zaginięcie dwóch osób? Czy możliwe, że stało im się coś złego? Wyjrzałam przez okno od kuchni — do ziemi było blisko, mogłabym łatwo zeskoczyć, nic by mi się nie stało. Równie dobrze ktoś mógłby wspiąć się w drugą stronę: z ulicy do środka. To była stara kamienica, pierwsze piętro tak naprawdę było półpiętrem, okna umieszczono nisko nad chodnikiem. Wystarczyło stanąć na kwietniku, sięgnąć naszego parapetu i się podciągnąć. Dla kogoś sprytnego to żaden kłopot. Czy możliwe, żeby ktoś wszedł tutaj w nocy, rozpylił gaz… nie, nie, nie powinnam myśleć w ten sposób. Ja też tutaj byłam, dlaczego mnie miałby ktoś oszczędzić, a Wiktorowi i Zo zrobić krzywdę. Poza tym Wiktor i Zo zabrali swoje rzeczy. Gdyby coś im się przytrafiło, ich walizki nadal by tutaj lodówkę. Leżały w niej tylko jajko, pomidor i garść oliwek zakupionych wczoraj na targu przy Cais do Sodré. Chciałam kilka zjeść, ale mój żołądek zacisnął się w pięść, nie byłam w stanie nic przełknąć. Sięgnęłam po telefon i po raz kolejny wybrałam numer Wiktora. Czekałam, aż odbierze, aż przerywany sygnał zmieni się w nosowe „halo” mojego narzeczonego, aż usłyszę jego głos pełen ulgi „nareszcie, Inez!”, ale nic takiego się nie stało. Zo również nie odbierała. Po prostu zapadli się pod się, nie wypuszczając telefonu z rąk, na wypadek gdyby jednak zawibrował. Czułam się w tym mieszkaniu nieswojo. Było przestronne i jasne, a jednak już mi się nie podobało. Nie mogłam pozbyć się przekonania, że wydarzyło się tu coś złego. Że ktoś tu był, kiedy ja spałam, bezbronna i nieświadoma. To tak jakby za moimi plecami czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo, a ja nadal opalałabym się na leżaku. Głupio i bezmyślnie, ryzykując chłodny powiew wiatru za plecami i mimowolnie zadrżałam. Firanki poruszyły się i na moment wybrzuszyły. Podeszłam do okna, niebo w ciągu kilku chwil zdążyło zaciągnąć się szarymi chmurami, które nadpływały z jednego kierunku, przegrupowywały się, aż wreszcie szczelnie zakryły błękit, obecny jeszcze parę minut temu na niebie. Zbierało się na porządny deszcz. Zamknęłam wszystkie okna i przymknęłam wewnętrzne okiennice. Po mieszkaniu rozlała się cisza, która natychmiast zakłuła mnie w uszy. Zniknęło ciepłe południowe światło, przedmioty nabrały nagle wyrazistości. Dopiero teraz zauważyłam leżącą na stole pomiętą kartkę i zostawiony na niej długopis. Podeszłam szybko i podniosłam ją. Nie widniała na niej jednak ani jedna litera, ani jedna kropka. Tak jakby ktoś zamierzał coś napisać, ale nie zdążył lub się krople załomotały o parapet i zaraz potem deszcz z całą siłą uderzył w ulicę. Tutaj, za zamkniętymi oknami, słuchać było jednak tylko jednostajny szum. Nie wiem, ile to trwało, ile czasu siedziałam w bezruchu, trzymając w dłoni pustą kartkę. Wydawało mi się, że czas przestał płynąć, zawiesił się, nie przynosił żadnych potrafiłam zostać dłużej w mieszkaniu. Kiedy szum za oknem ucichł, wyszłam na ulicę. Na zewnątrz już nie padało. Powietrze pachniało mokrą gliną i przyjemnie chłodziło, ale ulica była śliska i należało ostrożnie stawiać kroki na nierównym lizbońskim bruku. W powietrzu wszystko było widać jak przez mgłę, jak przez zaparowane lustro. Ludzie gdzieś zniknęli, cały ten tłum przemieszczający się niedawno w kierunku Alfamy i z powrotem musiał gdzieś się schronić przed ulewą. Tylko jakiś ptak pojawił się na niebie, zrobił kółko nad moją głową i — nie poruszając skrzydłami — poszybował dalej. Nie podobało mi się to. Chwyciłam kamyk i rzuciłam go pod nogi. Nic, cisza. Czy ja z rozpaczy ogłuchłam? Usiadłam na ławce i zamknęłam oczy. Na całej ulicy słychać było tylko bicie mojego serca. Musiałam się uspokoić, wziąć kilka głębszych oddechów, policzyć do dziesięciu. Zacisnęłam pięści i wbiłam paznokcie w skórę. Tak, przynajmniej to było realne. Ból. Wszystko inne wydawało się złym snem, ale miałam nadzieję, że zaraz się on skończy i będzie jak dawniej, jak wcześniej. Znów powiał wiatr i poczułam na twarzy kilka zimnych kropel, które skapnęły gdzieś z góry. Musiałam siedzieć tak dobrych kilka minut, bo kiedy otworzyłam oczy, ulica była już inna. Teraz szli po niej ludzie, niektórzy pojedynczo, inni zbici w grupki, środkiem drogi jechał rozpędzony tuk-tuk. Po mgle ani śladu, kamienice nabrały kolorów, słońce zaczynało przebłyskiwać zza w stronę najbliższego sklepiku. Był tak mały, że zza sterty zgrzewek z wodą mineralną, ustawionych jedna na drugiej, prawie nie było widać sprzedającego. To było jedno z tych miejsc, w których można kupić wszystkie „przydasie” — od świeżych owoców po waciki do demakijażu, od papierosów po podręczny zestaw śrubokrętów i kiczowatych magnesów na lodówkę. Sprzedawca, starszy Azjata, siedział za ladą otoczony towarami i czytał gazetę. Podsunęłam mu pod nos komórkę ze zdjęciem Wiktora i zapytałam, czy widział tego mężczyznę. Podniósł głowę znad lektury i przyjrzał się zdjęciu. Przeniósł wzrok na mnie i patrzył przez chwilę, jakby sobie coś przypominał. Prosiłam w duchu, żeby potrafił mi pomóc.— Tak — oświadczył wreszcie. — Widziałem.— Naprawdę? Naprawdę go pan widział? — ucieszyłam się. Nareszcie jakiś ślad.— Oczywiście. — Sprzedawca skinął głową zadowolony, że okazał się przydatny.— Kiedy?— Kiedy… — wymamrotał, szperając w pamięci. — Nie dalej jak wczoraj.— Ach, wczoraj. — Spuściłam wzrok. Wczoraj jeszcze wszystko było normalne, wczoraj wszystko było piękne. — Był sam?— Nie. — Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. — Był razem z brwi, gorączkowo szukając jakiegoś wspomnienia z mojej rzekomej wczorajszej wizyty w tym miejscu. Byłam pewna, że jestem tu po raz pierwszy. Nie mogłam sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek wcześniej odwiedziła ten mały kantorek z towarami, a tym bardziej, żebym widziała wcześniej tego starszego Azjatę. Ale skoro on mnie widział, to ja musiałam widzieć jego, prawda?Wyszłam na zewnątrz z dziwnym uczuciem dezorientacji. Wciągnęłam mocno powietrze, które teraz niosło zapach słodkich kwiatów i ruszyłam w drogę. Chciałam przejść całą ulicę, na której mieszkaliśmy, całą długą Rua wzdłuż i wszerz, zaglądając do wszystkich bocznych uliczek i zakamarków. Przez kolejne godziny wchodziłam do sklepów i sklepików, zajrzałam do rzeźnika, który chciał mnie częstować szynką, i do golibrody, u którego musiałam przekrzyczeć głośne radio, weszłam do kawiarni pełnej turystek w ciemnych hidżabach i baru, w którym starsi panowie nie chcieli ze mną rozmawiać, ponieważ w telewizji grał Sporting CP. Pytałam przechodniów: „Przepraszam, widziała pani może tego chłopaka?”, podsuwając żwawej kobiecinie pod nos zdjęcie Wiktora, „Przepraszam, pan może widział? Przepraszam, a pan? Przepraszam, przepraszam…”.Wieczorem padłam na łóżko. Nienaturalnie jasne światło księżyca wdzierało się do pokoju, sprawiając, że wszystkie przedmioty i meble wyglądały jak rekwizyty na scenie — jak nierealne, smutne rekwizyty, których nikt nie chciał już używać. Ta poduszka, na której leżał Wiktor, ten fotel, w którym sprawdzałam rozkład pociągów jadących na południe, to krzesło, na którym Zo jadła śniadanie… Czy naprawdę jeszcze wczoraj byliśmy tutaj wszyscy razem, we trójkę? A może mi się to śniło? Światło księżyca powoli przesuwało się na kolejne przedmioty, uwydatniając ich absurdalność, a ja powtarzałam jak mantrę w myślach: to tylko księżyc, to tylko księżyc, nic więcej. Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar jedności Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar męstwa Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar życia Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar służby Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar posłuszeństwa Adoracja Najświętszego Sakramentu – uwielbienie za dar miłości _____________________________________________________________ Panie mój! O Ty, który jesteś moją Miłością! Pragnę powiedzieć Ci, Jezu, że choć moje czyny i słowa, moje myśli niekoniecznie świadczą o tym, to jednak w głębi mego serca jest miłość – miłość do Ciebie. Pragnę Cię przepraszać, Boże, za te wielkie zranienia, jakie czyniłem w Twoim Sercu. Pragnę Cię przepraszać za to, że zadawałem Ci ból swoim zwątpieniem, swoją pychą, nieposłuszeństwem. Przepraszam Cię, że zadawałem Ci cierpienie swoimi wątpliwościami. Wybacz mi, Jezu! Myślałem o sobie, nie myślałem wtedy o Tobie. Zamęt, jaki powstał, pochłonął mnie, a ja dałem się ponieść. A Ty tak bardzo miłujesz mnie, tak wielką miłością otaczasz mnie, że w swej delikatności nie robiłeś mi wyrzutów, ale pomagałeś zrozumieć mi mój błąd i cały czas zapewniałeś o tym, że czuwasz i kochasz. Wybacz mi, Jezu! Pragnąłbym objąć Ciebie moim sercem, aby powiedzieć o mojej miłości, ale wobec tego, co się wydarzyło uświadomiłem sobie jeszcze bardziej, jak marną jest moja miłość. Nic nie znaczy, bo ważniejszy jestem ja dla siebie samego. Wybacz mi, Jezu! *** Dziękuję Ci, Jezu, za Twoją niepojętą miłość. Za to, że nie zrażasz się moimi upadkami, że nie zrażasz się moim zniechęceniem i odrzucaniem Twojej miłości. Ale Ty jesteś wierny, wierny w swojej miłości. Cały czas kochasz. Pragnąłbym, Jezu, tak jak pouczasz, przebaczyć i kochać wszystkich. Chciałbym puścić w niepamięć wszystko to, co dotknęło boleśnie mojego serca. Chciałbym kochać tak, jak Ty kochasz mnie. Chciałbym tak kochać wszystkich wokół. Znasz mnie jednak, Jezu, Ty dobrze wiesz, jaki jestem i jak słabe jest moje serce. Dlatego te wszystkie zranienia, wszystko, co w moim sercu, powierzam Tobie, prosząc o pośrednictwo Twoją Matkę, Maryję. Niech Jej Niepokalane Serce będzie mi pomocą i ratunkiem w powierzeniu Tobie wszystkiego. I proszę Ciebie, poprzez to zawierzenie Maryi, abyś Ty we mnie kochał wszystkie dusze. Daję Ci moje oczy, abyś Ty moimi oczami patrzył z miłością na wszystkich. Daję Ci moje serce, abyś kochał i przyjmował każdego. Daję Ci moje usta, abyś mówił same słowa miłości. Daję Ci całego siebie, abyś mnie przemienił w Siebie, abyś Ty żył we mnie. Ja nic nie potrafię uczynić, nawet kroku do przodu, aby być miłością, aby kochać prawdziwie. Jednak ufam, że Ty możesz to wszystko uczynić. I tylko Ty. Proszę więc, Jezu, przemień mnie w Siebie. Przemień mnie w miłość. *** Dziękuję Ci, Jezu, że gościsz w moim sercu. Przyszedłeś i jesteś. To Dar największy, niepojęty. Nie patrzysz na moją małość, na moje słabości, tylko przychodzisz z miłością, aby mnie odradzać. Aby dać mi nowe życie. Dziękuję Ci, Jezu, bo w Tobie jest moc, aby powstawać, aby iść, aby kochać, aby wierzyć, aby ufać, aby trwać. Skoro Ty jesteś we mnie, wszystko to jest we mnie. Cała Twoja miłość, której nie pojmuję, której nie jestem w stanie objąć, zrozumieć, a jednak cała Twoja miłość jest we mnie. Wypełnia moje serce. Proszę Ciebie, Duchu Święty! Pragnę zniknąć, aby pozostała tylko miłość. Chcę kochać. Chcę kochać Boga miłością doskonałą, największą. Chcę też kochać wszystkie dusze. Chcę kochać każdą osobę, którą znam – każdą osobę ze wspólnoty, każdą bliską mi osobę, z rodziny, chcę kochać wszystkich znajomych. Chcę kochać każdą duszę – wszystkie, na całym świecie. Twoja miłość jest nieskończona. Wiem, że jeżeli zechcesz, będę kochać każdą duszę miłością nieskończoną. A im bardziej będę kochać, im więcej dusz będę kochać, tym Twoja miłość w moim sercu będzie jeszcze wzrastać. Szczególną miłością obejmuję teraz naszą wspólnotę. Szczególną miłością obejmuję kapłana – kierownika duchowego tej wspólnoty, którego dałeś nam i który jest dla nas żywym odbiciem Twoim, Boże. Szczególną miłością obejmuję wszystkie osoby, które angażują się więcej i pragną, aby Twoja miłość została poznana na całym świecie. Miłością moją, która ufam jest miłością daną przez Ciebie, obejmuję wszystkie dusze w naszej wspólnocie; wszystkie, które pobłądziły i wszystkie, które trwały wiernie. Wszystkie. Wszystkich nas przedstawiam Ci, Boże i ufam, że Ty walczyć będziesz z grzechem, z szatanem. A nasze dusze podniesiesz coraz wyżej i staną się orędownikami Twojej miłości. Ufam, że Ty pokonasz wszystkie nasze słabości i Sam, Sam będziesz to Dzieło prowadził. Ty jesteś na czele. Ty wszystko wiesz. I tylko Ty. Dziękuję Ci, Boże, za Twoją miłość, która rozlewa się w naszych sercach. Dotyka je i przemienia. Za miłość, która wybacza. Za miłość, która wydobywa dobro z każdego z nas. Dziękuję Ci, Boże. *** Dziękuję Ci, Jezu, za to ciągłe uświadamianie, że kochasz każdego z nas, że każdy jest dzieckiem w Twoich oczach i to dzieckiem umiłowanym. Jakkolwiek byśmy się poróżnili między sobą, Ty każdego z nas kochasz. Dlatego proszę Ciebie, abyś cały czas pilnował mego serca, bo ja chcę kochać. Pilnuj mojej duszy, aby zajmowała się tylko miłością. Weź w swoje władanie mój umysł, aby tylko myślał o Tobie. Cały się poddaję Tobie, Boże, i ufam, że teraz, kiedy jesteś we mnie w tak cudownej postaci eucharystycznej – żywy, prawdziwy Bóg – teraz Ty będziesz wszystko czynił we mnie. A ja postaram się Ci nie przeszkadzać. Bądź uwielbiony, Boże, w Twej niesłychanej miłości! W niepojętej dobroci! Bądź uwielbiony, w Twojej wyrozumiałości! Bądź uwielbiony w Twoim miłosierdziu! Uwielbiam Ciebie, Panie! Dziękuję Ci za wszystko. Bądź uwielbiony, Boże! Proszę, niech spocznie na mnie Twoja dłoń. Niech będzie nade mną Twoje błogosławieństwo. Ciągłe! Nieustanne! _______________________________ Dziękuję Ci, Boże, że przyszedłeś do mojego serca. Ty Wielki, Wszechmocny Bóg, tak bardzo zniżyłeś się do mnie. Przyjąłeś postać tak niepozorną i przyszedłeś do mojego serca. W tej maleńkiej Hostii cały Bóg, z całą swoją mocą, Majestatem, pięknem. Dziękuję Ci, Boże! Jak bardzo musiałeś umiłować dusze, jak bardzo musiałeś umiłować każdego człowieka, skoro zdecydowałeś się na to, aby pozostać na ołtarzach świata, aby oddać się w ręce kapłanów. Skoro pozwoliłeś, aby człowiek czynił z Tobą, co zechce, nieświadomy tak naprawdę w pełni, Kim jesteś, nieświadomy tego, że w dłoniach trzyma Stwórcę świata, swojego Pana i Króla. Dziękuję Ci, Jezu, za to, że przyszedłeś do mojego serca. Pragnąłbym, Jezu, przyjąć Ciebie po królewsku. Pragnąłbym uczcić Ciebie tak, jak tego jesteś godzien. Pragnąłbym oddać Ci chwałę, uwielbić Ciebie. A ja zamiast czynić tak, witam Ciebie sercem ściśniętym, zbolałym. I nie potrafię, Boże, należycie Ciebie uczcić, uwielbić, oddać Tobie chwałę. Moja słabość jest tak wielka, że nawet Twoja obecność, Panie, nie powoduje mojego uniesienia, uwielbienia. Proszę, pochyl się nad moją małością. Pochyl się nad moją słabością. Pochyl się nade mną, Panie. Weź w swoje ręce moje serce, napełnij je pokojem, umocnij i rozgrzej, aby z wielką radością uwielbiało swojego Boga. Aby z wielką radością dziękowało Tobie za Twoją obecność. Proszę, skoro już tak bardzo zniżyłeś się do mnie, ze swej nieskończoności w moją nicość, to proszę uzdrów moje serce, aby mogło na nowo rozkwitnąć, rozwijać się, owocować, przynosząc Tobie radość. Aby mogło służyć Tobie, przyprowadzać do Ciebie inne dusze. Aby mogło uczestniczyć w Twoim dziele – dziele ratowania dusz. O mój, Jezu! Jakże jesteś dobry. Ty nie tylko pozwalasz dotknąć skraju Twego płaszcza, Ty Sam przychodzisz do mojego serca. Uzdrawiasz je i wskrzeszasz. Sam osobiście przychodzisz do takiej małej duszy, nic nie znaczącej. Jesteś Miłością i każda dusza jest Ci droga. Każdą miłujesz, o każdą się troszczysz, z powodu każdej cierpisz, dla każdej przygotowałeś mieszkanie w Niebie. A jednak zadziwiam się, bo kimże ja jestem, aby Sam Stwórca świata przychodził do mnie i pocieszał mnie. Pochylał się nade mną, uzdrawiał. Dziękuję Ci, Jezu, za to, co czynisz z moim sercem. Dziękuję Ci za to, co czynisz z innymi duszami. Za to, co czynisz z naszą wspólnotą. Za wszystko Ci dziękuję, Jezu. Pragnę tak, jak potrafię uwielbiać Ciebie, wysławiać Ciebie. Bądź uwielbiony, Boże! *** Dziękuję Ci, Jezu, za to, że jesteś. Tak bardzo chciałbym, abyś ze swoją mocą pozostał już w naszych sercach na zawsze. Abyś sprawił, że żyć będziemy w Twoim pokoju, że kochać będziemy Twoją miłością. Tak bardzo chciałbym nieustannie poruszać się w Tobie, oddychać Tobą, ciągle się w Ciebie wpatrywać, ciągle Ciebie widzieć. Och, proszę, niech to spotkanie, to Twoje przyjście do nas będzie cały czas w nas. Niech cały czas będzie naszą mocą. Niech pobudza nas do wielkiej wiary, do wielkiej ufności, do wielkiej miłości. Tak bardzo chciałbym powiedzieć, Jezu: Pozostań! Choć wiem, że to doświadczenie Twojej obecności nie może trwać nieustannie. Nic byśmy nie mogli czynić, bo ciągle byśmy się radowali Tobą, Ciebie wielbili. A przecież Ty posyłasz nas, dajesz różne obowiązki, chcesz, abyśmy szli. Proszę więc, aby spoczęło na nas Twoje błogosławieństwo, które utrwali w nas Twoją obecność, tak, byśmy ją wzięli ze sobą i nigdy już nie ulegali temu, co zewnętrzne. Abyśmy byli mocni i nie poddawali się temu, co zewnętrzne. Aby wróg tego świata nas nie dotykał, nie ranił. Proszę Ciebie, Jezu, pobłogosław nas. _____________________________________ Dziękuję Ci, Jezu! Żadne słowa nie są w stanie wyrazić wdzięczności Tobie za to, że przychodzisz do duszy. Jeśli pomyślę o tym, Kim Ty jesteś, gdy zdam sobie sprawę z tego, jak bardzo nikim jestem ja i jak Ciebie traktuję, to nie mogę wyjść z zadziwienia, że Ty przychodzisz do mnie. Nie mogę wyjść z zadziwienia, Boże, że pozostałeś z nami, jesteś na Ołtarzu. Nie mogę wyjść z zadziwienia, że udzielasz kapłanom takiej niezwykłej godności, uświęcając ich ręce, serce, przemieniając ich w Siebie, poprzez ich usta wypowiadając słowa Konsekracji chleba i wina. Nie mogę wyjść z podziwu, że zwykłym ludziom, jakimi są przecież kapłani, pozwalasz się brać w ręce, mogą czynić z Tobą, co chcą. Pozwalasz się umieszczać w różnych monstrancjach i pozwalasz się wystawiać na ołtarzach w kaplicach i kościołach świata, aby człowiek mógł podejść blisko i być przy Tobie. A przecież jesteśmy tak słabi i nie potrafimy zrozumieć tego, co czynisz, wielkości tego i łask, którymi nas obdarzasz. Jakże często Ciebie obrażamy naszą postawą, naszymi sercami. Ale Ty nie rezygnujesz, Ty się nie obrażasz na nas. Nie czujesz się urażony. Jesteś, trwasz. Jesteś wierny miłości swojej do nas. Dziękuję Ci, Jezu! Ty dopuszczasz do swoich tajemnic ludzi tak małych i tak nieznaczących nic. Udzielasz swego życia każdemu z nas – życia Boskiego. Panie mój! Tego już pojąć nie potrafię – Twoje życie we mnie. Tak wielka łaska, tak wielkie wyróżnienie, tak niezwykłe obdarowanie. Pragnę Ci dziękować, Boże! Pragnę Cię uwielbić i oddać się Tobie, Panie, z wdzięczności za to, co czynisz Ty wobec mnie. Zdaję sobie sprawę, że mój dar jest niczym wobec Twojego. Ale cóż innego mogę Ci dać? Wszystko do Ciebie należy, wszystko Ty sam stworzyłeś. Ponieważ uczyniłeś mnie wolnym, daję Ci siebie. Weź mnie, moje serce, moje życie. Niech to będzie moja wdzięczność, moja miłość do Ciebie i moje uwielbienie. Dałeś mi, Panie, dzisiaj zobaczyć pychę w sobie samym. Dałeś mi też zrozumienie, jak straszną jest pycha, jak straszne i groźne przynosi konsekwencje. Zobaczyłem, jak bardzo Ciebie człowiek obraża pychą. Nie chcę, Boże, już nigdy w życiu obrazić Ciebie. Nie chcę, Panie, stawiać siebie w centrum, a Ciebie spychać na dalszy plan. Nie chcę, Boże, brać odpowiedzialności za tysiące dusz, które poprzez grzech pychy nie otrzymują tych łask, które mogłyby otrzymać. Oddaję Ci, Boże, samego siebie. Oddaję Ci moją wolność, moją wolę Ci oddaję. Moje pragnienia Ci oddaję, myśli. Boże, wszystko Ci oddaję. Ty bądź Panem moim. Ty mną władaj i Ty mnie prowadź. Nie chcę, Panie, już nigdy więcej tak Ciebie ranić. Pragnę również przepraszać Ciebie za innych, którzy zasmucają Twoje Serce, odrzucają Twoją miłość, żyjąc w pysze zamykają się na Twoją łaskę. To przecież Twoje umiłowane dzieci, nieświadome tego, czym jest ten grzech – pycha. Pragnę Ciebie prosić za nimi. Skoro mnie, najmniejszej z nich, udzieliłeś tej łaski zobaczenia, zrozumienia, to ufam, że tym bardziej tym wszystkim duszom, które tak kochasz i które są tak drogie Twemu Sercu, również udzielisz jeszcze większej łaski, jeszcze większych błogosławieństw, aby mogły zobaczyć prawdę i w tej prawdzie stanąć, aby mogły odzyskać bliskość z Tobą. Aby mogły widzieć i słyszeć, trwać w Twojej obecności. Chcę też Ciebie przepraszać za te dusze, które przez naszą pychę odeszły, nie usłyszały Dobrej Nowiny, a mogły ją usłyszeć, gdyby nie grzech pychy w naszych sercach. Ufam, Panie, że jeszcze nic straconego, bo przecież kochasz i zawsze do końca walczysz o każdą duszę. Więc proszę Cię za wszystkie, aby poznały Twoją miłość, aby zachwyciły się Twoją miłością i żeby poszły za nią. Tylko tyle, Panie, a Ty wiesz, że to wystarczy. Proszę Ciebie, Jezu. Chcę Ciebie, Jezu, jeszcze przeprosić za to, że jestem, jak ci Żydzi, którzy Ciebie niby znali, bo pochodzili z tej samej miejscowości, bo niektórzy się z Tobą razem wychowywali i wzrastali lub też patrzyli, jak rośniesz. Przepraszam za tak wiele wątpliwości w moim sercu. Przepraszam, że choć dajesz tak wiele łask, że choć dokonujesz w naszej wspólnocie tylu cudów, tak wielu znaków byliśmy świadkami, a my wątpimy, nie wierzymy, wpadamy w zmieszanie, ulegamy lękowi. Szukamy dróg wyjścia nie tam, gdzie powinniśmy. Proszę, abyś nie odchodził. Ufam, że Twoja łaska jest tak wielka, iż umocnisz nasze serca, aby przyjęły w pełni te wszystkie łaski, które nam dajesz. Wierzę, że otworzysz nasze oczy i uszy, abyśmy wierzyli, abyśmy się zachwycali i Tobie dziękowali, Ciebie wielbili w tym wszystkim, czego doznawaliśmy i co jeszcze będziemy doznawać. Przepraszam Cię, Jezu, za nasze niedowierzanie. Proszę, wybacz nam. Pragniemy Ciebie słuchać. Pragniemy się w Ciebie wpatrywać. Pragniemy iść za Tobą, ale i potrzebujemy Ciebie, Twojego Ducha, aby nas prowadził. Pozostań z nami, Jezu. Dziękuję Ci, Jezu! Ty dajesz światło, Ty dajesz usposobienie serca i Ty przynosisz słowa modlitwy. Ty wszystko czynisz. Wszystko czynisz! Niczego nie czynię sam, wszystko czynisz Ty. Obdarzasz tak wielką miłością, przebaczasz wszystko, przywracasz znowu do swoich łask i jeszcze z większą obfitością udzielasz wszelkiego dobra. Chcę Ci podziękować i wiem, że Twój Duch mnie będzie wspierać, abym mógł to czynić, abym mógł Ci śpiewać. Wszystko czynisz Ty, niczego nie czynię ja. O, jakże pragnę, Boże, uwielbiać Ciebie całym sercem. Prosimy, pobłogosław nas, Jezu. ______________________________________ Mój Jezu! Patrzę na Ciebie ukrytego w tej małej Hostii i uświadamiam sobie, że w Niej jesteś cały ze swoją mocą. Cały, królujący, władający całym światem, który zresztą sam stworzyłeś. Mogę klęczeć przy Tobie tak blisko na wyciągniecie ręki, przed Królem Wszechświata. Niezwykłe jest to, że ukrywasz się oczom ludzkim, chociaż ukazujesz się sercom otwartym. Pragnę, Jezu, pragnę Ciebie adorować, oddać Ci najgłębszy pokłon, uwielbić Ciebie, oddać Tobie cześć. Bo Ty jesteś Królem. Królem, który przyszedł tutaj, do nas, do zwykłych ludzi, bardzo słabych, do tych, którzy nic nie znaczą w oczach ludzkich. A jednak Ty przyszedłeś. Bądź uwielbiony, Jezu, w naszych sercach! Bądź uwielbiony w naszych myślach, w naszych uczuciach, w naszych pragnieniach! Bądź uwielbiony, Jezu! *** Skoro, Jezu, przyjąłem Ciebie w Komunii świętej, to znaczy, że jesteś we mnie. Tak, jak widzę Ciebie na Ołtarzu w Hostii, tak jak widzę Ciebie często wystawionego w monstrancji, tak jesteś we mnie i mnie sobie czynisz niczym monstrancję. Panie mój! To jest niezwykłe. Ponieważ wychodząc, idę przecież z Tobą. I niosę Ciebie. To nic, że nie widać Ciebie tak, jak widać Ciebie w monstrancji, ale tak samo Ciebie posiadam. I jeszcze bardziej, bowiem z monstrancją nie jednoczysz się, a ze mną jednoczysz się w sposób niebywały. Przenikasz mnie całego – i moje ciało, moją duszę i ducha. Przebóstwiasz. A więc jestem kimś więcej, nie tylko chodzącą monstrancją. O, Panie! To jest niezwykłe. We mnie jesteś, a więc Ty, który jesteś Mocą sprawiasz, że we mnie jest Twoja moc. I Ty, który jesteś Miłością sprawiasz, że we mnie jest Twoja miłość. Ty, który jesteś Życiem sprawiasz, że we mnie jest Twoje życie, Twoja świętość, czystość i doskonałość. Kimże jestem, Boże, że czynisz coś tak niezwykłego, tak wielkiego? Ja, jak ta zimna monstrancja, nie uczyniłem nic. Nawet nie jestem ze szlachetnego kruszcu, a Ty przebóstwiasz mnie. Jakże Cię uwielbię? Jak Ci podziękuję? Nie mam nic. Od siebie nic nie mam, czym mógłbym wyrazić wdzięczność i Ciebie uwielbić. Bo nawet wtedy, gdy wypowiadam słowa modlitwy, wtedy, gdy śpiewam Tobie, czyni to Twój Duch, który mnie do tego uzdalnia. Jak Ci podziękuję? Jak Ciebie uwielbię? O, Boże mój! Bądź uwielbiony! Bądź uwielbiony w moim sercu! *** Jezu, który jesteś w moim sercu, sprawiasz, że widzę w moim sercu to, co jest w Tobie. Widzę Twoją troskę i widzę Twoją prośbę o modlitwę za kapłanów, którzy mają styczność z naszą wspólnotą. Pragnę zanurzyć ich w Twojej miłości, prosić o Twego Ducha, o otwartość serca na Twoje prowadzenie, na Twoje pouczenia, o zachwyt ich serc nad Twoją miłością. Pragnę Cię prosić o przemianę serc kapłanów tak, aby zobaczyli, jak przepiękną jest droga, którą prowadzisz tę wspólnotę, aby zobaczyli, jak przepiękną jest maleńka droga miłości, jaki ma niezwykły, głęboki sens. Aby zobaczyli, że jest to droga, która potrzebna jest Kościołowi właśnie w tych czasach. Z wiarą zanurzam tych kapłanów w Tobie, Boże, w Sercu Twoim, w Twojej miłości, ufając, że Ty możesz przemienić ich serca i poprowadzić niezwykłą drogą miłości. Możesz sprawić, że przemienią się w orędowników Twojej miłości i będą współpracować w tym dziele. Wierzę i ufam, że inne serca w naszej wspólnocie, które tak sprzeciwiały się Twojej woli, nie rozumiejąc i nie widząc w tym prawdy o sobie samych, dotknięte Twoją mocą, Twoją miłością poprzez kapłanów, poprzez inne osoby, poprzez działanie bezpośrednio Twojej łaski, również staną się głosicielami Orędzia miłości. Wszystkie te osoby – świeckie, konsekrowane Tobie – oddaję Ci, Boże, ponieważ nie chcę, aby w najmniejszej części stały się moją własnością – własnością moich myśli czy pragnień, niczego. Oddaję je Tobie, ufając, że Ty będąc ich Panem i Bogiem, miłując ich ogromną miłością, pragnąc tylko dobra dla nich, poprowadzisz ich, tak jak tylko Ty chcesz i tak jak tylko Ty prowadzisz. Ja zaś po prostu będę się za nich modlić, ofiarowując Tobie w ich intencji moje czyny, moje myśli, moje cierpienia, moje radości, jednak sobie nic nie przypisując, a oddając wszystko Tobie, całą chwałę, całą wielkość, całą moc. Bo wiem, że gdybym choć odrobinę w swoim sercu miał jakiejś satysfakcji czy poczucia, że coś zrobiłem, umniejszam przypływ łaski do ich serc. Dziękuję Ci, Boże, za to, czego w nich dokonujesz. I dziękuję Ci za wiarę, którą mi dajesz. Bądź uwielbiony, Boże! *** Zadziwiasz mnie, Panie, działaniem swoim w naszych sercach. Zadziwiasz mnie wszystkim, czego dokonujesz. Pragnę dziękować Ci i uwielbiać Ciebie. Pragnę Ci śpiewać, aby moje serce, choć tak słabe i do niczego nie zdolne, chociaż trochę mogło Ciebie uwielbić, wywyższyć, mogło Ciebie wysławiać. Bądź uwielbiony, Boże! *** Dziękuję Ci, Boże, za wszystko. Nawet trudno jest wyrazić za co, bo nie da się wszystko ująć, wszystko wypowiedzieć. Po prostu Ci dziękuję. Ty znasz mnie, bardzo dobrze mnie znasz, proszę więc, abyś mnie umacniał nieustannie, abym mógł wierzyć w to wszystko, co obiecujesz. I abym mógł Ci służyć, być Tobie wiernym we wszystkim, posłusznym we wszystkim. Umacniaj mnie, abym Ci służył pokornie. Tak bardzo Cię proszę. Proszę Cię, Jezu, pobłogosław nas. _____________________________________ O, Jezu, który jesteś moją Miłością! Dziękuję Ci za to, że znowu przyszedłeś do mojego serca; za to, że nie zniechęcasz się; że nie ma w Tobie zmęczenia. Ty stale, stale nawiedzasz dusze. I stale z tym samym zapałem, z tą samą miłością pragniesz duszę objąć, przygarnąć, wypełnić. Pragniesz napełnić duszę swoim pokojem, swoją miłością. Pragniesz uczynić ją szczęśliwą. Jak to dobrze, Jezu, że Ty się nie zmieniasz. Jak to dobrze, że Twoja miłość nie zależy od kaprysów, od nastrojów, tak ,jak to jest u człowieka. Ufam, Jezu, że kiedyś napełniony Twoją miłością pozostanę już wierny, niezmienny w miłości do Ciebie. Bo teraz, Panie, teraz słabości są mocniejsze ode mnie. Moje serce targane jest różnymi uczuciami, jakże często emocje biorą górę nad rozsądkiem. I chociaż tak często zapewniam Ciebie o mojej miłości i o tym, że już będę trwał przy Tobie, wystarczy jakieś zdarzenie, niewielkie, a z moich obietnic nie pozostaje już nic. Dlatego dziękuję Ci, że Ty jesteś niezmienny, stały w swojej miłości, miłości nieskończonej. Dziękuję Ci, że przychodząc do mojego serca właśnie tą miłością napełniasz je, co daje ufność na przyszłość, nadzieję, że kiedyś, z czasem… Bądź uwielbiony, Boże, w naszych sercach! *** Dziękuję Ci, Jezu, za różne znaki Twojej miłości, za różne prezenty i prezenciki Twojej miłości; za to, że Twoje Serce jest nie tylko Boskie, ale i ludzkie i tak dobrze rozumie potrzeby człowieka. Tak dobrze rozumie, w jaki sposób rozradować ludzkie serce, czym sprawić miłą niespodziankę. Dziękuję Ci, Jezu, za to wszystko, co działo się te kilka dni – za to przygotowywanie naszych serc, za wspieranie, napełnianie pokojem, miłością, za rozradowywanie naszych serc, za każde zapewnienie o Twojej obecności. Dziękuję za pogodę, która była i za to, co uczyniłeś dzisiaj. Cieszymy się, jak dzieci, wierząc, że właśnie dla nas uczyniłeś ten świat tak pięknym. Cieszymy się i radujemy, ponieważ zawsze zakochani dają sobie drobne miłe niespodzianki i rozumieją wzajemnie te dary, które pobudzają jeszcze miłość. Sprawiają, że w sercu jest wdzięczność i pragnienie, aby odwzajemniać miłość i aby również obdarowywać, aby trwać. Dziękujemy Ci, Boże, za wszystkie dary Twego Serca, Twej miłości. Wielbimy Ciebie, pragnąc uczynić to całym sercem, całą duszą. Bądź uwielbiony, Boże! *** Traktujesz nas, Jezu, z tak wielką miłością i obdarzasz, chociaż nie potrafimy wielu rzeczy zrozumieć i w sposób właściwy przyjąć. Przez cały ten czas przekonywałeś nas, że jesteś razem z nami, że należymy do Ciebie, że nas powołałeś. Chcesz, abyśmy dalej w tym Dziele trwali i szli za Tobą. Ale nasze serca są tak słabe, tak, jak małe dzieci nie rozumiemy wszystkiego. Jakże często bardziej idziemy na emocjach zamiast po prostu otworzyć się, uwierzyć, pójść. Mówiłeś nam tyle ważnych, mądrych rzeczy, przerastających nas samych. Czasem serce truchlało przed wielkością Twoją. Wiemy, że dałeś nam Matkę i tak Ona będzie z nami iść za rękę, będzie nas prowadzić. Wiemy, że zamieszkałeś w każdym z nas, aby rozjaśnić nasze dusze. Aby nas samych kochać i zapewniać o swojej obecności. Chcemy się poddać Tobie, całkowicie i do końca. Chcemy się dać poprowadzić, Chcemy należeć tylko do Ciebie, być Tobie wiernymi i posłusznymi. Ufamy, że Twoje błogosławieństwo na zakończenie tych rekolekcji jest szczególnie ważne i ma szczególną moc. Bo ono jest wyposażeniem do końca i w pełni każdego z apostołów we wszystko, czego apostoł potrzebuje. Więc teraz prosimy Ciebie, abyś nas wyposażył we wszelkie dary, we wszelką łaskę, wszelką moc, miłość, ufność, abyśmy mogli pójść, stając się Twoim światłem, niosąc je i czyniąc na ziemi miłość, pozwalając, by ta miłość zwyciężała. Pobłogosław nas, Jezu. Adoracja Najświętszego Sakramentu – 1 Uwielbiamy Ciebie, Jezu! Po raz kolejny dokonałeś cudu i jesteś pośród nas, aby sprawić nam radość, aby nas wyróżnić. Dziękujemy Ci za Twoją obecność, tak cudowną i wspaniałą; za to, że ukryłeś swoją wielkość, moc i potęgę pod postacią chleba i wina, aby człowiek patrząc na Ciebie nie oślepł, nie padł porażony Twoim majestatem. Dziękujemy Ci, Jezu. Dziękujemy za objawienie Trójcy Świętej, za jedność Ojca, Syna i Ducha; za miłość, która łączy Osoby Trójcy Przenajświętszej, czyniąc z Nich jedno. Dziękujemy za to, że tę samą jednoczącą miłość dajesz nam – duszom najmniejszym. Przychodzisz, by zjednoczyć nas z Trójjedynym Bogiem. Dziękujemy Ci za to, że Twoja miłość jest pośród nas i otwiera serca, przemienia je, łączy i daje rozumienie Twoich prawd. To ona nakłania nasze serca ku dobremu i prowadzi ku Tobie. *** Dziękujemy Ci, Boże, za to, że pragniesz utworzyć z tych kilku naszych dusz jedno. Poświęcasz czas, czynisz tyle różnych rzeczy, abyśmy mogli kochać, wierzyć i dążyć do jedności. Dziękujemy Ci, Ojcze! Dziękujemy Ci Jezu! I dziękujemy Tobie, Duchu Święty! Choć niepojęta to tajemnica, wierzymy i ufamy, że Twoja jedność przyczyni się do naszej jedności; pouczy jak tworzyć prawdziwą Wspólnotę, która jako jedno będzie służyć Tobie. Uwielbiamy Cię, Boże w tajemnicy Trójcy Świętej, w której zstępujesz do naszych serc, by tworzyć jedność w nas i z nas! *** Pragniemy prosić Ciebie, aby Twoja miłość zjednoczyła nasze serca i dusze; abyśmy jedno czuli, myśleli, jednego pragnęli i do tego samego dążyli. Prosimy, abyś Ty, Bóg Jedyny w Trójcy Świętej, każdego z nas pouczał, jak tworzyć jedność, jak budować Wspólnotę. Kieruj nasz wzrok ku Tobie, Boże Ojcze, Synu i Duchu, byśmy poprzez zapatrzenie w Twoją jedność, poprzez przyjmowanie Twojej miłości również zapragnęli z całych sił stać się jednością między sobą; abyśmy zjednoczeni z Tobą i rozmiłowani w Tobie mogli stworzyć prawdziwą Wspólnotę skupioną wokół Ciebie. Niech z naszych serc złączonych Twoją miłością płynie chwała Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu. *** Uwielbiamy, Boże, Twoją obecność wypełniającą każdy zakamarek. Uwielbiamy Twoją Świętą obecność na Ołtarzu – Twoją Krew i Twoje Ciało. Uwielbiamy Ciebie, prawdziwy, żywy Boże. Uwielbiamy, Ty, który jesteś Święty. Nasze serca należą do Ciebie, dotykaj ich i swoją mocą otwieraj, usuwaj wszelkie przeszkody i bariery, by mogły całe przyjąć Ciebie i w Tobie zatonąć. Niech Twoja obecność przenika serca, dusze, umysły, wolę, emocje, uczucia i ciała. Niech całkowicie nas pochłonie, włączy w Twoje życie, w Twoją Istotę, Twój Byt. Spraw, byśmy cali mogli zniknąć w Tobie, nie należąc już do świata, ale będąc całkowicie z ducha. By nie było już poszczególnych osób, ale byśmy wszyscy razem w Tobie zanurzeni stali się jednym bytem zjednoczonym z Tobą. Niech promieniuje z nas Twoja Świętość, Twoja Prawda, Twoje życie. Przemień nas w siebie, byśmy żyli Twoją miłością, abyśmy nią po prostu byli. Uwielbiamy Cię, Boże! *** Jezu! Najdroższy! Umiłowany! Spraw, by każdy z nas doświadczył Twojej miłości, aby jej zaufał, by się nią zachwycił. Twoja miłość może dokonać wszystkiego. Rozlej ją ponownie w naszych sercach, byśmy niemalże fizycznie poczuli, jak napełniają się nią. Wprowadź nas w Twój świat, pomóż zapomnieć całkowicie o tym otaczającym, byśmy przez żyli tylko Tobą, Twoją obecnością i tą cudowną miłością. Pobłogosław nas, Jezu. Mamy ogromną przyjemność zaprezentować Państwu projekt, który powstał dzięki współpracy z nauczycielami, rodzicami i dziećmi związanymi z polonijnymi szkołami i organizacjami w ośmiu krajach: USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Holandii, Białorusi, Katarze i Cyprze! Razem nagraliśmy teledysk do popularnej piosenki Polonijnego Dnia Dwujęzyczności „Trzy Słowa” autorstwa Piotra Rudzińskiego. Zadanie nie było łatwe, bo każda z występujących grup miała bardzo mało czasu – polskie szkoły rozpoczynają rok szkolny na początku lub w połowie września i działają głównie w soboty, a nagranie musiało być już gotowe na początku października – jednak pomimo tego, wszyscy spisali się znakomicie, za co Wam ogromnie dziękujemy! Produkcja teledysku „Trzy Słowa” obok samej realizacji fajnego klipu, ma dla nas dodatkowe znaczenie – jest dowodem na to, że rodzice, nauczyciele, dzieci i młodzież skupiona przy polskich szkołach i polonijnych organizacjach na całym świecie, pomimo ogromnych odległości które ich dzielą, mogą ze sobą współpracować, mogą się komunikować, nawiązywać znajomości i przyjaźnie, tworzyć wspólne projekty, które prezentują nie tylko polskość poza granicami ojczyzny, ale także piękno i kulturę kraju, który wybrali za swój dom. Jeszcze raz bardzo dziękujemy wszystkim, którzy przysłużyli się do powstania nagrania! Występującej w nagraniu młodzieży oraz rodzicom za organizacyjną pomoc. Szczególne podziękowania należą się koordynatorom z poszczególnych krajów: Bożenie Konkiel (USA), Krystynie Dobrzenieckiej (Kanada), Edycie Gierycz (Katar), Marcie Kiedrowicz (Wielka Brytania), Agnieszce Lońskiej (Holandia), Annie Zagdaj (Białoruś), Katarzynie Jurzak (Cypr) i Sylwii Woźniak (Włochy). Dziękujemy Piotrowi Rudzińskiemu zarówno za samą piosenkę, jak i konsultacje przy produkcji nagrania oraz Adamowi Nawrotowi za nagranie zdjęć z Nowego Jorku i zmontowanie całości. Nad całością produkcji czuwały Marta Kustek i Aleksandra Słabisz. Autor piosenki „TRZY SŁOWA”: PIOTR RUDZIŃSKI Scenariusz i realizacja: MARTA KUSTEK, ALEKSANDRA SŁABISZ Konsultacja: PIOTR RUDZIŃSKI Zdjęcia i montaż: ADAM NAWROT Podkład muzyczny TEKST: Każdy polski język kocha, kto mój brat, Papa w tym języku kochał cały świat. Wszystko w nim wyrazić mogę to co chcę, Śpiewać mogę – mamo, tato kocham Cię. Ref. Ale te trzy ważne słowa, każdy Polak to wyzna, Ja w sercu zawsze chowam – Bóg, Honor, Ojczyzna. Samogłoski i spółgłoski pięknie brzmią, Kropka, myślnik i przecinek też tu są. Wykrzyknikiem krzyczeć mogę ile chcę, A w cudzysłów biorę tylko czyjąś część. Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie – żubr żur żre. Czcza szczypawka czka w Szczecinie – brzęk, zgrzyt, szczęk. Z powyłamywanymi nogami – stół. Nie pieprz wieprza pieprzem Pietrze – woła wół. Trzmiel trze w Trzciance trzy trzmieliny – trzeszczy trzon. W czasie suszy szosa sucha – szemrze szron. Pies śni pieśni, pieści pięści – zgrzany grzmi.. Jeszcze deszcze chłoszczą leszcze – ćma ćmę ćmi. Żeby jak Słowacki pisał, język był, Książki czytam i się uczę z całych sił. I historia wcale już nie straszna mi, Bo pamiętam motta Polski słowa trzy. Ref. Te trzy ważne słowa, każdy Polak to wyzna, Ja w sercu zawsze chowam. – Bóg, Honor, Ojczyzna. Poniżej zdjęcia z niektórych planów zdjęciowych 😉 zapytał(a) o 18:11 Czy znacie jakieś śmieszne scenariusze na przedstawienie szkolne? Mogą być z kabaretów =) Mam w szkole przedstawienie i muszę znaleźć jakiś śmieszny scenariusz. Jeżeli możecie to napiszcie mi go. Z góry bardzo dziękuję ;* Pozdrawiam ;* Odpowiedzi doma2000 odpowiedział(a) o 18:33 Dzwonek na przerwę, dzieci wpadają do klasy, dziewczynki idą spokojnie, oglądając klaser z karteczkami, dwóch chłopców wchodzi i głośno rozmawia, wbiega chłopiec - Jaś , popycha innych, zabiera dziewczynkom karteczki, wytrąca I Wiesz, że z tego ostatniego sprawdzianu ze środowiska dostałem jedynkę. CHŁOPIEC II Dlaczego? CHŁOPIEC I Bo ściągałem? CHŁOPIEC II Przecież nie miałeś ściągi. CHŁOPIEC I No, tak ale Pani przyłapała mnie gdy liczyłem żebra. CHŁOPIEC II Aha, a wymieniłeś wszystkie żywioły?CHŁOPIEC I Tylko trzy: ziemię, ogień i powietrze, czwartego nie znam. CHŁOPIEC II Jak to nie znasz? A czym myjesz ręce? CHŁOPIEC I Już wiem! Mydło! CHŁOPIEC II Co Ty? Puknij się ! Woda! Dzwonek, wszyscy siadają do ławekNAUCZYCIELKA Oddaję Wam wypracowania, uczyłam Was przez lata całe i oto ma zapłata. Wy dziś nie umiecie dosłownie nic, a nic! Wkładałam w puste głowy materiał naukowy. Prosiłam, tłumaczyłam, nie został ślad. DZIEWCZYNKA I Oj, proszę pani. Tak mówić nie można! My nie jesteśmy tacy źli!NAUCZYCIELKA Mam na to dowód! Nauczycielka podnosi do góry zeszyt, pokazuje wokół, na naklejce imię Wojtek. Wojtku, twoje opowiadanie do złudzenia przypomina hiszpańską corridę. WOJTEK Dlaczego, proszę pani? NAUCZYCIELKA Bo są w nim same byki! Wojtku, czy ty się w ogóle uczysz?WOJTEKUczę się proszę pani. NAUCZYCIELKA To dlaczego robisz tyle błędów? WOJTEKA, a, ..., bo ja się uczę na błędach prze pani. Wojtek wypowiada tę myśl radośnie, odkrywczo. Nauczycielka odwraca się i ciężko z żalem mówi. Ja naprawdę nie zasłużyłem na jedynkęNAUCZYCIELKA Ja też tak uważam, ale niestety niższych ocen już nie ma. Dawid proszę czytaj co na dziś z polskiego było do zrobienia?DAWIDNie mogę nie włożyłem rano do teczki zeszytu, chociaż się uczyłem, prawie aż do się uczyłeś, to jaki problem, powiesz nam z podpowiadaj!KOLEGANie mogę . Nic z tego. Nie pamiętasz mnie wczoraj na polskim nie było już w mu wszyscy podpowiadać i Dawid nie wie co ma gadać. Wojtek, chodź z zeszytem pokaż coś ty napisał. Wojtek pokazuje lekcja polskiego, a ty mi bazgroły? Jutro przyjdziesz z ojcem lub matką do popytam z dziennika proszę numer ... nie mogę czytać, krew mi z nosa widzę? Ktoś z sali dwa palce IITak, bo na chwileczkę, chcę o wyjście w naszej klasie są także dziewczęta, proszę Kasiu, nie pamiętam, ażeby nam pani w ogóle coś tym czasie w tle Bartek ciągle gada z koleżanką z ławki. Nauczycielka, zwraca na niego uwagę. A, Ty Bartku ciągle tylko gadasz i gadasz. Czy wiesz jak nazywamy człowieka, który ciągle gada i gada, chociaż nikt go nie słucha? BARTEK Po chwili zastanowienia wypowiada błyskotliwą myśl, jest przy tym bardzo z siebie wiem, proszę pani, takiego człowieka nazywamy nauczycielem. NAUCZYCIELKA Barek, nie udawaj mądrali, chcesz rozśmieszyć nas to przeczytaj swoją pracę domową. BARTEK Otwiera zeszyt i zaczyna czytać. Temat pracy - "Mój sen". Przyśniło mi się wieczorem, wiecie jak to we śnie bywa czasem, że byłem panem dyrektorem i że rządziłem naszą do szkoły i marzę: No, ja dopiero im pokażę, Bo na takiego jak ja dyrektora, to w naszej szkole najwyższa pora. . Jak, ja się cieszę, że mnię wybrali. NAUCZYCIELKA Mnie wybrali, Bartku, mnie wybrali. BARTEKPanią? Kiedy? DZIEWCZYNKA II Podnosi bardzo grzecznie rękę, czeka, pyta "głosem lizusa.". A, czy nasz pan dyrektor o tym wie? Nauczycielka siada i głośno wzdycha, łapie się za głowę. Dzieci wybiegają z ławek i ustawiają się w rzędzie. Śpiewają rapując. Pan, dyrektor, groźny pan dyrektor wszystkich uczniów przyjacielem jest Siedzi sobie w swoim gabinecie, na dywanik czasem wzywa mnie. Ref. Wszyscy mu się w pas kłaniamy, czasem mu na nerwach jest tu, on jest tam, wielki szkoły pan. .Pan dyrektor, groźny pan dyrektor, przez korytarz szkoły szybko mknie, my ze strachem cicho przemykamy, bo on o nas bardzo dużo wie. Dzwoni dzwonek i dzieci ze śmiechem, krzycząc hura! Wybiegają z klasy. Nauczycielka wychodzi spokojnie i powoli. Na korytarzu szkolnym starsi uczniowie wkuwają coś z Nieszczęsne zadania i tragiczne wzory jawią się w snach moich niby jakieś zmory. Nie o takich snach, matematyku drogi, marzył jeszcze wczoraj uczeń młody! Za cóż że, za cóż, mój panie kochany, o matematyce mam myśleć od rana! I to myślenie tyle czasu mi zajmuje, że na naukę już mi sił brakuje. UCZEŃ Nieszczęsne zadania i tragiczne wzory od dawna straszne, nocne zmory. Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, żalu mi przydajecie? A niechże się wreszcie, co się ma stać, stanie, bo uczyć się tej chemii nie jestem już w stanie! Niechże się, co ma dziać, dzieje. Nie masz, nie masz nadzieje... I ściągaweczki wniwecz, podpowiadania na nic. I to wszystko przez ciebie, moja miła pani! Chemiczka dwójkę dała jeno, tak mnie w tej szkole bardzo licho cenią... .Uczniowie śpiewając MICKIEWICZ Uczył się mój ojciec i ja się uczyć muszę paru długich kawałków z Pana Tadeusza . Więc chodzę i wkuwam przecież o to chodzi. Słowo po słowie, lecz nic mi nie wychodzi. To już umiem to zapomnę po dziesięciu minutach I po co mi to wszystko i za co ta pokuta? Nagle słyszę za ścianą em si Hamer trzeba trafu I odkryłem, że można, że tylko trzeba rapu. I już umiem na pamięć cały dwunastoksiąg. Koledzy patrzą na mnie jakbym żabę połknął. Wiem, że nie ma się czym chwalić, że to trudu nie warte. Ale czy nie można czasem czegoś zrobić dla żartu? No i w szkole zadyma, jest odpytywanie. Polonistka poluje na mnie. Zje mnie na śniadanie. Patrzy na mnie łapczywie, myśli: Szanse raczej małe. Na pewno nic nie umie. Postawimy gałę . I tak gała za gałą chyba od pół roku. A ja patrzę na nią z góry trochę jakby z boku. Z godnością wstaję. Ona pyta mnie, czy umiem? Ja przez chwile stoję cicho a potem mówię dumnieI tak myślę, co kiedy i kto by powiedział. Czy wiedział, o czym mówi, czy mówił, o czym wiedział? Potem mówię już na głos:, więc pokażcie mi papier. Kto powiedział i kiedy, że Mickiewicz to nie raper?UCZEŃ Wieleś mi uczyniła pustki w domu moim, ma droga polonistko, tym postępkiem swoim. Niby nic, jednak tak to było, jedną malutką pałką tak wiele ubyło! Ach, gdybyż to ta jedna tylko była... cóż, kiedyś ty ich więcej dotąd postawiła! Przez ciebie ma matka często się frasuje, przez ciebie ojciec wieczorami mnie pilnuje. Czyż serce masz z kamienia, droga polonistko, żeś obróciła wniwecz, co lubię... To W geografii, kto tam trafi? Na biologię też mam fobię, lewe ręce do techniki, nie mam słuchu do muzyki. Na historię chodzę w kratkę, różne daty znam przypadkiem, a języki cztery lata to życiowa wielka strata. Już od września w szkolnej izbie, wszystko wiem o katechizmie. To teoria, a w praktyce piekło czasem też zachwycę. UCZEŃA teraz na poważnie. Nie jest z nami tak źle. Jesteśmy jeszcze młodzi, ale wiemy, jak wiele mozolą się dla nas, pracują nasi nauczyciele. Ile to mówią do uczniów na każdej co dnia lekcji, i ile tych słów nie do uszu, ale gdzieś w przestrzeń leci. Przygotowują lekcje czasem do późnej godziny, kiedyś my sobie spokojnie o dniu jutrzejszym znów błędy poprawiają czerwonym atramentem, lub nasze zeszyty z błędami zanoszą do domu na święta. UCZEŃTo znowu na konferencjach siedzą długie godziny i myślą, jakie lenistwa i stopni złych są przyczyny. UCZEŃAle my dziś ucieszyć chcemy panów i panie, bo z ich nauki na pewno coś w głowach naszych zostanie. Wszyscy razem: Ucz się matmy, mój kochany i polskiego też się ucz, jeśli nie ten fakt jest znany, że kamienie będziesz tłuc. Cztery razy dwa to osiem, każdy dobrze o tym wie. Jeśli uczeń ma to w nosie, to tragicznie jest i źle. Śpiew piosenki "List, listeczek"(Piotra Kaja)Wiatr listonosz, śmieszny pan, puka w sercu tu i torbę liści ma i od serca wszystkim torbę liści ma i od serca wszystkim listeczek, tra, la, la, fruwa sobie, z wiatrem listeczek, tra, la, la, każdy w ręku listek ma.(bis)Jesień pragnie rzucić dar, niechaj w końcu pryśnie naszych Panów, Pań, kwiatów bukiet właśnie tu słoneczników bo tu stanęły przy nas wszystkie pogodne dni waszego życia Tyle tu ptasiego zgiełku bo się rozwiały wszystkie nocne trwogi o powrót naznaczonych ogniem Tyle tu światła bo tak się wiązała gwiazda łagodności nad przystanią szkolnych progów. UCZEŃRóżne są drogi wiodące przez życie. I różne ludzkiej dobroci są style. Jest też i taki: bez pozy, reklamy, bez pawich piórek i skrzydeł motylich. Dobroć, co płomień jasnej życzliwości w czyny realne kształty przyobleka. I całym życiem wiernie, nieprzerwanie trwa w służebnictwie drugiego piosenki "Słowa dla naszej Pani"(Wesoła szkoła)Wiele pięknych kwiatów znamy - tulipanów, róż i dla naszej Pani mamy najpiękniejsze kwiaty miłość za jej troski, słowo wdzięczność za jej to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z gwiazd na niebie błyszczy i srebrzysty płonie dla Państwa mamy wszyscy najpiękniejsze kwiaty miłość za ich troski, słowo wdzięczność za ich to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z nam Państwo dziś wybaczą, żeśmy czasem byli zli,I z uśmiechem na nas patrzą, bo co złego to nie miłość za ich troski, słowo wdzięczność za ich to skromny, dar uczniowski wyśpiewany z serc jak z wam i sobie, by ziarno rzucane do duszy naszej nie szło na marne i powołanie w tej pracy potrzebne było cierpliwe i zawsze ofiarne. Śpiew piosenki "Dziękujemy całym sercem" ze śpiewnika J. RogowskiejDziękujemy, dziękujemy całym sercem, z całych dziękujemy za wasz wielki w życiu brakuje tego słowa -" dziękuję",co pomaga i innym, i co w ciszy je więzić, niech uleci najprędzejw tej piosence swobodnej jak ptak. ( bis)myślę że się spodoba:):):)dasz naaaj plisss:):):)pozdro;* doma2000 odpowiedział(a) o 17:09 Redaktor: Proszę państwa, wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w Redakcji pisma dla kobiet... Kto najlepiej zna kobiety? One same? No nie sądzę... U nas nawet naczelny jest I co? Jest już?Redaktor: Nie ma...Redaktor Naczelny: Jak nie dajesz rady, sieroto, to się zwolnij!Redaktor: Jest.(Redaktor Naczelny wchodzi)Redaktorzy: Dzień Naczelny: No nie wydaje mi się. Na początek takie pytanie: Który baran...(Redaktorzy pokazują na Redaktora2)Redaktor Naczelny: ...do ostatniego numeru dołączył płytę z kolędami?(Redaktorzy pokazują na Redaktora2)Redaktor Naczelny: Mógłbyś mi powiedzieć, synku, kto słucha kolęd w maju?Redaktor2: Ja słucham...Redaktor Naczelny: Świetnie, mam nadzieję, że jest więcej takich wrażliwych Polek jak Hehehe...Redaktor Naczelny: A ty co się śmiejesz, panie fotografie? (rzuca mu gazetę) Kto to jest?Fotograf: (ogląda gazetę w każdym kierunku) Nie wiem...Redaktor Naczelny: No właśnie... Sześćdziesiąt naszych... Sześćdziesiąt tysięcy naszych czytelniczek nie wie, kto to jest. Apropo czytelniczek, Cichopek brała ślub, kto był?Redaktor2: Ja byłem...Redaktor Naczelny: Świetnie. Co napisałeś?Redaktor2: Proszę. (podaje naczelnemu artykuł)Redaktor Naczelny: Co to znaczy, że była wspaniała zabawa, wszyscy się świetnie bawili?Redaktor2: No normalnie, jak na weselu, czabma łamba i do przodu. Sam tańczyłem z panią Kasią...Redaktor Naczelny: Człowieku! Ty mi masz napisać, że tam się bili, szarpali, że ona na własnym ślubie płakała... To Polki chcą Ale tak nie było...Redaktor Naczelny: W dupie mam jak tam było! (Redaktor2 ociera twarz ze śliny naczelnego) Tekst masz poprawić. Aha, i napisz mi jeszcze, że Feel się A to już będzie przesada...Redaktor Naczelny: Przesada to będzie, jak się Kombii Szefie, mam ciekawe Naczelny: (bierze zdjęcie) Kto to jest?Fotograf: Jakiś pijak się przewrócił, to Naczelny: No i dobrze, tylko rozmarz twarz i napisz "Wojewódzki przedawkował". Słuchajcie, do następnego numeru musi być coś o gliniarzach. Wiecie, teraz te wszystkie seriale... Wiecie, babeczki to Naczelny: No. Wywiad z Grabowskim masz?Redaktor: Ale on nie jest Naczelny: A ty nie jesteś dziennikarzem, a pracujesz w A Młody miał z Lindą rozmawiać!Redaktor Naczelny: Rozmawiałeś z Lindą?Redaktor2: Nie chciał ze mną Się nie Naczelny: Ale ja się nie pytam, czy chciał z tobą gadać, tylko czy masz Nie ma rozmowy, nie ma wywiadu, nie? Przecież...Redaktor Naczelny: Nie ma wywiadu, nie ma pensji, nie? Przecież... Po spotkaniu pójdziesz do pani Aldony i weźmiesz sobie szalony wywiadów. Porozmawiasz sobie z panem Lindą w A, szefie... Dzwonił jeden koleś i mówił, że ma tanio na zbyciu pięćset metrów rury PCV, 5 cm Naczelny: Panowie, to dobry temat. Burza mózgów, proszę.(redaktorzy myślą)Redaktor2: Ja Naczelny: Potniemy je na małe, cieniutkie krążki i do następnego numeru dołączymy jako kolczyki albo i Fotograf: Hahaha...Redaktor Naczelny: Brawo! Można? Można?Fotograf: Awans!Redaktor Naczelny: Będą z niego A do następnego numeru panele podłogowe i bojler! A co!Redaktor Naczelny: Nie. Do następnego numeru kupimy tak jak dwaj kretyni dwadzieścia tysięcy To był bardzo dobry Naczelny: Taa... Czajniki do gazety, idealne po prostu...Redaktor: Na każdym było nasze logo!Redaktor Naczelny: Na czoło se pieprznij to logo!Redaktor: Nie za takie Szefie, a co z ogłoszeniami drobnymi?Redaktor Naczelny: Jak mamy, to Mam Naczelny: (czyta) Ciepłą posadkę obejmę. Michał Naczelny: Taa.. Gorącą sprzedam. Grzegorz Lato. Nie! Babeczki nie lubią sportu! Babeczki lubią yyy...Fotograf: Diety!Redaktor Naczelny: O, odchudzanie babeczki lubią. Romek, napiszesz (z pełnymi ustami) Ale ja nie znam żadnej diety!Redaktor Naczelny: (Jakby z pełnymi ustami, przedrzeźniając) To widzę, bo ciągle żresz! (normalnie) Ale napisz, nie wiem... Co może odchudzać?Fotograf: Buraki!Redaktor Naczelny: O, że buraki odchudzają...Redaktor: Naczelny: O właśnie...Redaktor: Albo takie jak Naczelny: O, i ten... i... (redaktorzy się śmieją) No co się cieszycie? Buraki i Fotograf: Taakk...Redaktor Naczelny: No to napisz, że są dobre na cellulitis, na włosy. Niech se z tego jakieś napary robią...Redaktor: Naczelny: ... Wcierają...Redaktor Naczelny: Jakieś ciasto...Redaktor: Hot dogi!Redaktor Naczelny: O! Hot dogi z burakami I ten..Fotograf: I plakat!Redaktor Naczelny: O! Mroczkowie...Redaktor i Fotograf: ..w burakach...Redaktor2: Jak szef!Redaktor Naczelny: Zaraz zeżresz tą gazetę. Dobra, nie ma czasu. Idziemy rozładować tira. Jest pełen różowych japonek do czerwcowego numeru.(Fotograf wychodzi, dzwoni telefon, Redaktor2 odbiera)Redaktor2: Halo, redakcja "Kobiety" - Telefon Zaufania, tak słucham?... Tak... Tak... Tak... Niech pani nie skacze... Niech pani nie skacze, momencik dobrze? (zakrywa słuchawkę) Hahahaha...Redaktor: Co jest?Redaktor2: Kobieta stoi na dachu swojego domu i mówi, że skoczy, bo Krzysiu z "M jak miłość" nie (krzyczą do telefonu) Skacz!Redaktor Naczelny: (przejmuje słuchawkę i wygania redaktorów) Halo?Redaktor: No to hop!Redaktor Naczelny: Proszę pani, niech się pani nie wygłupia. Niech pani nie skacze. Niech pani sobie przełączy na TV Polonia, on w powtórkach tam jeszcze dasz mi naj?:)plisss:):):) Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub PrezentacjaForumPrezentacja nieoficjalnaZmiana prezentacji * - najpopularniejszy informator edukacyjny - 1,5 mln użytkowników miesięcznie Platforma Edukacyjna - gotowe opracowania lekcji oraz testów. Scenariusz przedstawienia poetycko-muzycznego dla rodziców jest jedna z wielu form podziękowania za wspieranie inicjatyw i działalności ucznów w nauczaniu zintegrowanym. „Dziękujemy...” scenariusz przedstawienia poetycko – muzycznego dla rodziców Cel główny: podziękowanie za wspieranie inicjatyw i działalności uczniów w nauczaniu zintegrowanym„ Dom” Emilia WaśniowskaJest jedno takie miejsce na ziemi,gdzie nie jesteśmy sami,w którym możemy wesoło pogadaćz najzwyklejszymi jest nasz dom,z milionami nim – budzimy się, jak w gnieździe bezpiecznie splecionymz mocnych ramion taty lub witamy naszych drogich i kochanych tym szczególnym dniu słowem i piosenką pragniemy wyrazić naszą miłość i wdzięczność – za dobroć, cierpliwość, za serce, które tak wiele rozumie i tak wspaniałomyślnie wybacza. Recytator: Chciałbym w tym dniu powiedziećjakieś ciepłe słowo....Jakąś wyrazić myśl pragnienie owo Tak jakoś trudno ubrać w odpowiednie słowoWięc powiem prosto i szczerze„Kocham Cię, Mamo,Kocham Cię Tato.” Recytator:Jest nas dwadzieścia ośmioro,a prawie same mieli nasi rodzicePrzez te trzy lata oświadczamy,stojąc tutaj w komplecie,że są oni najmocniej kochani przez nas na mocno, jak inni ludziewszyscy razem wzięci,więc ten dzisiejszy dzień uczcimywspaniałym dla nich ten być musimamy i taty godny,do innych, zwykłych prezentówcałkiem już tych laurekz serduszkiem i im coś innego...Ale co?Już wiem. Pieniędzy wymyśliłaś!Nie mamy ich przecież...I mieć nie będziemy,O czym wszyscy nie pieniądze przyszłymi do myślałam o czymś całkiem czymś, co posiada wartość wprost bezcenną –Chyba się zgodzicie co do tego ze co wartość bezcenną ma jest – jak wiadomo wam wszystkim – ucieka nieubłaganie,za żadne skarby go nie dostaniesz,ni go przechytrzyć, ni go zawrócić,czas nie ma ceny, nie da się tak niedawno, gdy byliśmy maliRodzice tak wiele czasu nam ranka, dzwonek wesołyTen, co nas teraz budzi do szkołyIm też melodię piękną wygrywałI do kołyski naszej ich na melodię „Panie Janie”Droga Mamo, drogi Tato,Rano wstań, rano wstańWszystkie dzwony biją, Wszystkie dzwony biją,Bim, bam, bom./uczniowie śpiewają i grają na fletach prostych/Recytator:Dziwicie się?Poznaję po waszych minachNie mieliśmy o tym pojęciaIle nasi rodzice co dzieńMieli z nami odgadnąć proszę was,Skąd oni wtedy brali czasBy jeszcze tak bardzo, bardzo kochać nas. „Dla mojej matki” – E Szymański Było kiedyś tak dobrzeW długie fałdy sukienki schować głowę,wiedzieć, że mnie nie głośno śpiewało we mnie serce maleńkieOgromnego szczęścia poemat. Dni były pełne CiebieI sny jak Ty ciepłeI każda radość miała Twój głos, Twoje imięNie wiedziałem, co znaczy nienawidzić i cierpiećByłem z Tobą, Ty byłaś przy Twój głos kołysał mnie do snu,Twój uśmiech oddalał wszystkie lęki i koszmaryDotyk Twych rąk przynosił spokój i radośćU twych kolan świat znowu był dobry i bezpieczny.„Co ci dam?”- Maja WaszakZa to Mamo, że co rok czujnie strzeżeszKolorowych i spokojnych mych snów,Za to, Mamo, że ci zawsze mogę wierzyć,Że rozumiesz mnie nawet bez słówCóż ci za to mogę dać najdroższa Mamo?„Dla mamy „ – Mika CzetarZe wszystkich kwiatów świataChciałabym zerwać słońceI dać je potem Tobie Złociste i „Walczyk dla Mamy”Och, Mamo, kiedy dorosnęna pewno będę muzykiem i wtedy tobie przyniosęswe serce w nutach ukryteRef: A dziś przynoszę ci kwiaty zerwane na naszej łące. Pachnące chabry i maki otrzymasz z dziecięcych Mamo, kiedy dorosnęna pewno będę malarzemi wtedy Tobie przyniosęcudowny pejzaż z obrazemRef:Och, Mamo, kiedy dorosnęna pewno będę grzeczniejszyi kiedy tylko poprosiszzaśpiewam lub powiem mnie, stroiłaś, wiązałaś kokardy, prasowałaś falbanki..Jakże byłaś dumna patrząc na przy Twoim boku przeżywałam pierwszą wędrówkę do przedszkolaA potem z niepokojem czekałam na Twoje przyjścieRecytator:Pamiętam jak ściskałem Twoją rękęIdąc pierwszy raz do szkołyI nie wiem, kto był bardziej zdenerwowanyCzy Ty, czy ja?Stałem w dużym tłumie i cały czas Szukałem wzrokiem Twojej czułem się bezpieczny widząc, Że się do mnie ze mną pisałaś kółeczka, laseczki, literkiZ Tobą składałem pierwsze słowa w Elementarzu Chodziłaś na wywiadówki, a ja zawsze czekałem na Twój powrótWchodziłaś do pokoju, uśmiechałaś się i mówiłaś do mnie „ Jesteś moją dumą i pociechą”. „Mama”Już puka... Drzwi otwieram samaI co dzień wołam na te słowaSłowa najmilsze: „przyszła Mama”.-Mamusiu, jak Ci poszła praca?A Ty – czy byłaś grzeczna, zdrowa-Mamo, tak lubię, kiedy potem chwilę w kątku,Opowiadamy wszystko sobieO pracy, szkole, od początkuZmęczone i szczęśliwe obiePiosenka: „Moja mama” z płyty KOCHAM MOJĄ MAMĘ „Do czego służy tatuś”Do czego służy tatuś?Na przykład do prania,Kiedy za dużo pracy, miewa w domu trzepania dywanów, jazdy odkurzaczemDo chodzenia z córeczką, na lody, na strugania ,gdy złamie się twardy ołówekDo wkładania do mojej skarbonki wspinaczki, gdy sobie przed ekranem usiadłDo pomagania w lekcjach, tez miewam kiedy się gazetą, jak tarczą zasłania,Przynoszę mu kolorową książkę do czytaniaI razem wędrujemy do ostatniej tego służy tatuś dobrze mojego tatę,Chodzę z nim na spacer,Wtedy jest tyle słońcaWtedy nigdy nie kiedy mój tatuśWraca z pracy do domuJa zawsze mojemu tacieMogę powiedzieć – się zepsuje latawiec,Wrotki, samochód lub rowerMój tato rower naprawi I dalej ruszaj w tato mi opowiadaO gwiazdach i ptakach w obłokachDlatego mojego tatęTak bardzo, bardzo kocham. „Spacer z tatą”: Małgorzata Mrózek-Dąbska /podręcznik/A kiedy będzie słońce i lato,pójdziemy sobie na spacer z będę miała nową sukienkę,tato będzie mnie trzymał za wolno, prosto przed siebie,będziemy liczyć chmury na niebiebędziemy liczyć drzewa przy drodzebędziemy skakać na jednej kino, szkołę, aptekę,jeszcze spojrzymy z mostu, na rzekę,jeszcze okruchy rzucimy falom,kupimy w kiosku różowy już będę bardzo zmęczonatato posadzi mnie na ramiona.(tacy będziemy jak nikt szczęśliwi)A wokół ludzie będą się dziwići wszyscy będą patrzyli na tojak na barana niesie mnie o tacie: „Co powie tata?” „Wiersz dla mamy i taty”: Emilia WaśniowskaKiedy deszcz kapie i straszy,Gdy muszę zjeść talerz kaszyGdy rower wciąż łańcuch gubi,Gdy myślę, ze nikt mnie nie lubi,WtedyPrzytulić się do taty muszę szybkoTatuś nazwie mnie jak zwykle...srebrna rybką,pożartuje, w nos da prztyczka i jedzie,Kasza pyszna, A deszcz?Niech sobie pada na zła wracam z podwórka,Bo w rajstopach znowu dziurka,Gdy mnie pani w szkole zgani,To co robię? Też pytanie!WtedyPrzytulić się do mamy muszę szybko,W jej sukience ukryć minę beksy brzydką,Razem z mamą zaszyjemy wstrętną dziurę,A od jutra siedzieć w ławce będę się do tatyPrzytulić się do mamyNajpewniejszy to ratunek i się do mamyPrzytulić się do tatyI już smutek, już zmartwienie w mig ucieka. Recytator:Tylko Wy potrafiliście cieszyć się nawet Z najdrobniejszego mojego sukcesuDziś moja dobra, moja kochana MamoDziś mój dobry, mój kochany TatoPrzepraszam Was za wszystkie troski i pt. „Dziękujemy”Dziękujemy, dziękujemy Całym sercem, z wszystkich siłDziękujemy, dziękujemyZa przeżyte szczęścia chwil Czasem w życiu brakuje Tego słowa dziękuję Co pomaga i innym i nam Po co w ciszy je więzić Niech uleci najprędzej W tej piosence swobodnej jak ptakRecytator:Dziękujemy za dobre dzieciństwoSpokojny, bezpieczny domZa sobotnie wieczory pachnące Smakowitym ciastemZa to, że jesteście w naszym za zrozumienie,Za to, ze nie gniewacie się Gdy coś zniszczymy, gdy czasami o lekcjach zapomnimy,gdy rodzeństwu przeszkadzamyi wam mało za uśmiech i miłość,bo tak naprawdę to dobrze wiemy,że nas kochacie i wszelkie psoty nam „ Dziękuję Ci Mamo”Dziękuję Ci Mamo, najlepiej jak umiemNajprościej, z potrzeby sercaI chcę Cię wyśpiewać,I chcę Cię namalować, opisać w swoich wierszach. Bo kocham Cię Mamo,Najczulej jak umiem,Najmocniej z całego sercaI chcę Cię wyśpiewaćI chcę Cię namalować, opisać w swoich Mama się rozchmurzy, Bo ja już jestem Mamie, ile się postaramOd dzisiaj, od zarazBędę mniej brudził ubrania,By nie było nic do praniaI w ten sposób każdy z nas Podaruje mamie tata się rozchmurzy,Choć pokój się zakurzył,To zetrę ścierką cały kurz,Wyniosę na dwór śmieci,Jak inne duże w ten sposób każdy z nas podaruje Tacie Mamusiu i drogi Tato!Od swych dzieciakówOprócz uścisków oraz buziakówPrzyjmijcie życzenia, no a do tegoCo dzień choć trochę czasu woń, kwiatów łanDziś w podzięce składamy WamNiech ich szept i zapach świeżyNaszych rodziców szczęściem darzy Wszyscy :I życzymy Wam :Sto lat – najmocniej, najszczerzejSto lat – niech żyją rodziceSto lat – Wam gramy, śpiewamySto lat – i więcej i jeszcze Jeszcze sto, a nawet grają i śpiewają „ Sto lat”, wręczają przygotowane laurki z życzeniami,zapraszają na słodkie przyjęcie. Opracowała: Wiesława Szum Literatura: J. Długosz – „Imprezy i uroczystości w procesie dydaktyczno – wychowawczym klas początkowych” K. Lenkiewicz – „Wybór wierszy okolicznościowych dla klas I – III” „Życie Szkoły”Umieść poniższy link na swojej stronie aby wzmocnić promocję tej jednostki oraz jej pozycjonowanie w wyszukiwarkach internetowych: X Zarejestruj się lub zaloguj, aby mieć pełny dostępdo serwisu edukacyjnego. zmiany@ największy w Polsce katalog szkół- ponad 1 mln użytkowników miesięcznie Nauczycielu! Bezpłatne, interaktywne lekcje i testy oraz prezentacje w PowerPoint`cie --> (w zakładce "Nauka"). Publikacje nauczycieli Logowanie i rejestracja Czy wiesz, że... Rodzaje szkół Kontakt Wiadomości Reklama Dodaj szkołę Nauka

dziękujemy dziękujemy całym sercem z całych sił mp3